Co dalej, Ukraino?

Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy wypowiadać się w kwestiach związanych z wojną na Ukrainie – tyle jest wokół wypowiadających się chętniej, częściej a czasami kompetentniej. Mieliśmy ograniczyć się do oddziaływania tejże wojny na nasz kraj, a przede wszystkim na biznesy prowadzone przez utrudzonych rodzimych przedsiębiorców, przytłoczonych covidem, Polskim (nie)Ładem i wreszcie – jakby tego było mało – katastrofą humanitarną i gospodarczą naszego dzielnego sąsiada. Jednak szydercza wypowiedź warszawskiego ambasadora agresora: „stosujemy broń wysokoprecyzyjną i wyłącznie przeciwko celom militarnym” sprowokowała nas do akcji, póki co piórem.

Nikła odległość od obszaru objętego wojną oraz nasze historyczne doznania zrobiły swoje. Skala zaangażowania Polaków w pomoc Ukraińcom jest niezwykła i budzi podziw (a może raczej zdziwienie?) bardziej zachodnich Europejczyków. I obyśmy wytrzymali w tych postawach tak długo, aż będzie można to wsparcie scedować na instytucje rządowe. W każdym razie nawet nas samych zaskakuje ta spontaniczność w niezliczonych i serdecznych akcjach wspierania sąsiadów w biedzie, tym bardziej, że innym migrantom niedawno nie byliśmy skłonni popuścić granicy. To nie jedno z zaskoczeń w tej wojnie, jest ich zaskakująco więcej.

My, pośrednio uczestnicząc w skutkach tej wojny, poprzez nasze relacje z Ukraińcami sprowadzamy je do misji „człowiek człowiekowi”. To najpiękniejsze i najprostsze. Ale wojna ma jeszcze inne wymiary i oblicza, okrutne, nieludzkie, niezrozumiałe, zwyrodniałe, gdzie ostatnią sprawą, którą się kierują jej organizatorzy, jest ludzka podmiotowość jej czynnych (żołnierzy) i biernych (cywili) uczestników doświadczanych jakże boleśnie. I o tych innych wojennych kwestiach słów parę.

Obrazy wojny docierają do nas przez ekrany smartfonów, są starannie selekcjonowane i dobierane, aby w oczekiwany przez organizatorów przekazu sposób dotrzeć do smartfonowych odbiorców i wywołać określone reakcje tzw. opinii publicznej. Programowane są w ten sposób reakcje oburzenia, współczucia, akceptacji na przyjęcie uchodźców, na spodziewane zwiększenie wydatków na zbrojenia kosztem np. wydatków na edukację czy służbę zdrowia, ograniczenia wolności osobistych z powodu zagrożeń wojennych czy też zgodę na stacjonowanie obcych wojsk. To obrazy zmanipulowane i fragmentaryczne, które pomijają prawdziwe plany, przyczyny i skutki uczestników wojennego dramatycznego teatru.

Dla prezydenta Ukrainy z pewnością rola, którą pełni, jest rolą życia, i wypełnia ją znakomicie, nie na darmo bywa porównywany z Winstonem Churchillem, który do publicznych zachowań i słów przywiązywał duże znaczenie. Nie jest to pierwszy aktor z pochodzenia, który realizuje się jako polityk, wystarczy przypomnieć Ronalda Regana, który specjalizował się w rolach czarnych charakterów, a zajaśniał jako jeden z najlepszych prezydentów Stanów Zjednoczonych, czy Arnolda Schwarzeneggera, byłego gubernatora Kalifornii. U nas też jest ciekawie, mieliśmy/mamy wśród polityków aktorów, muzyków… wybitnych (Paderewski) i… innych (Kukiz). W rolę Zełenskiego wobec zbliżających się wyborów próbował się wcielić Macron, nawet założył kostium à la militaire, ale wypadł śmiesznie, więc wrócił do garnituru. Tym tropem poszedł też premier, który do rozmowy ze swoim ambasadorem przywdział (od działo w znaczeniu armata) hełm oraz kamizelkę kuloodporną, ponieważ miejsce spotkania było niebezpieczne, ale czego się nie robi dla słupków. Dla tychże pewnie – po dłuższej i zaskakującej nieobecności – prezes dał się namówić na ukraińską nocną podróż, i nie dowiemy się, czy zapragnął odegrać rolę brata, czy swoją. Tak czy inaczej przesłanie tej wizyty odbiło się dalekim echem, czy będzie usłyszane – okaże się za chwilę. Bo słupki nie drgnęły.

Wszyscy wiedzieli

Z perspektywy czasu można byłoby powiedzieć, że tak naprawdę wszyscy wiedzieli (mówiąc o wszystkich mamy na myśli już nie społeczeństwa, a rządy i państwa), że do agresji Rosji na Ukrainę wcześniej czy później dojdzie, i choć w mediach nie dopuszczano do takiej ewentualności, to sam atak na Ukrainę nie był zaskoczeniem. Zaskoczeniem natomiast okazała się totalna klęska blitzkriegu i nie doprowadzenie przez agresora do szybkiego zajęcia Kijowa oraz ustanowienia mniej lub bardziej zwasalowanego rządu. Oczywiście Zachód by potępił, a nawet zaprotestował, może nawet doraźnie zwiększył sankcje (po wspólnym uzgodnieniu z agresorem, co można „usankcjonować” bez dużych wspólnych szkód), ale poza tym wszystko szybko wróciłoby do normalności. Natomiast tenże Zachód zamarł i zaniemówił na dni kilka, bo przecież to nie tak miało być! Ach, ci Ukraińcy, znowu same kłopoty!

Sytuacja wywołuje pytanie, czyj w takim razie plan jest realizowany, bo z pewnością nie putinowski wariant A. A planów i ich wariantów z pewnością było kilka i to całkiem różnych w założeniach, jak i różne interesy były poszczególnych inspiratorów, uczestników i graczy. I tak Niemcy mogliby chcieć dalszego umacniania sojuszu gospodarczego z Rosją, zgodnie z duchem odwiecznego pomysłu: rosyjskie surowce plus nasza technologia i organizacja równa się pokojowe zdominowanie Europy. Stany Zjednoczone mogłyby być całkiem wbrew tej koncepcji, bo nadmierne wzmocnienie Nowej Europy od Lizbony do Władywostoku niekoniecznie może być zgodne z dążeniem do utrzymania roli globalnego dominanta gospodarczego i militarnego. Chiny przyglądałyby się pozornie bez większego zaangażowania, byleby tylko nikt nie naruszył koncepcji Jedwabnego Szlaku jako sposobu pokojowego rozszerzenia strefy wpływów. Odrębne interesy mają Węgry, Izrael (no nie mówcie, że nie wiecie o co chodzi), Francja, o Polsce  nie zapominając.

Przy okazji sięgnęliśmy po nowo wydany „Atlas historii świata” Christiana Grataloupa (polecamy!). Tak naprawdę historia ludzkości to historia wojen, z których każda miała być ostatnią, a to w kontekście bycia pod wrażeniem pokutującego przekonania, że do wojny nie dojdzie, co okazało się totalnym nieporozumieniem. Tu warto znów zacytować Georga Friedmana sprzed kilku lat (tak, tak on też kreuje rzeczywistość), bowiem czy można mieć nadzieję, „… że stateczni dziś Niemcy nigdy się nie zmienią, a Rosjanie to teraz naród zupełnie wyzbyty imperialnych tęsknot? Nic w historii Polski nie daje prawa, żeby tak myśleć. Wasze doświadczenie nie pozwala na ślepy optymizm. Polacy wiedzą, jak szybko Rosja może stać się nieprzewidywalna. A Niemcy? Dziś jedna trzecia ich PKB pochodzi z eksportu. Są całkowicie zależni od nabywców swoich towarów. Co się stanie, jeśli dotychczasowi nabywcy przestaną z jakiegokolwiek powodu kupować niemieckie produkty? Jak wtedy zmienią się Niemcy? Powód do wojny zazwyczaj się znajdzie.”  Daje do myślenia?

Przed kilkoma dniami pojawiła się koncepcja nowej europejskiej doktryny bezpieczeństwa (inaczej militarnej). Przedstawił ją b. premier Francji Dominique de Villepin: „Oznaczałoby to, że Niemcy stałyby się potęgą nuklearną… Oznaczałoby to wynegocjowanie wspólnego korzystania z doktryn i rozmieszczenia wojsk, które wykraczałoby poza obecną współpracę w ramach NATO. Wraz ze wzrostem wydatków na obronę Niemcy zyskałyby wiarygodność militarną i stopniowo przejęłyby rolę lidera. Jednocześnie Francja musiałaby się zgodzić na modernizację i dostosowanie swojego arsenału jądrowego.” Bez komentarza. 

Chwila prawdy

Agresja Rosji na Ukrainę z perspektywą „ciąg dalszy kiedyś może nastąpić” jest niezwykle cennym testem ujawniającym realne, a nie tylko werbalno-deklaratywne stanowiska poszczególnych państw wobec wydarzeń na froncie i nie tylko. I warto byłoby te reakcje zapamiętać oraz wyciągnąć z nich wnioski. Nas najbardziej zastanowił początkowy brak konkretnych reakcji, co jednoznacznie wskazywało, że wariant klęski blitzkriegu był zaskakujący i wywołał konieczność zakulisowego wypracowania stanowisk przez poszczególne państwa, NATO, UE, a nawet Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze (to najwyższy sąd ONZ). Wszyscy potępili, oświadczyli, wezwali do natychmiastowego zaprzestania, nawet papież, a wojna toczy się dalej.

Oczywiście to uproszczenie. Ale wyróżniającą się zwłoką wyróżnili się Niemcy, no nie ma się czemu dziwić, dla tej nacji największą tragedią jest to, gdy coś pójdzie niezgodnie z planem, a jak widać nie poszło, bo chyba najdłużej to oni kazali czekać na akceptację propozycji w zakresie różnorodnych sankcji. Nota bene mistrzostwo świata w zarządzaniu kryzysem należy przecież do nas, nikt nie potrafi tak szybko i efektywnie reagować bazując na wrodzonej nam improwizacji i polocie, co zresztą wyszło choćby przy przyjmowaniu uchodźców wojennych. A przy okazji taka ciekawostka z kategorii zaskakujących: jak to się stało, że granica polsko-ukraińska jest otwarta całą dobę, co w tę stronę umożliwia przyjmowanie uchodźców w trybie non stop, a w tamtą – przechodzenie mężczyzn zasilających szeregi armii, że o kontyngentach wsparcia wszelkiego rodzaju i w ogromnym wymiarze nie wspomnieć. Jeszcze chwila, a przetoczylibyśmy przez granicę migi, ale albo komuś zabrakło odwagi, albo Josepowi Borrellowi się „wypsło”, i nie dowiemy się, czy niechcący, czy na zamówienie? (JB – wiceprzewodniczący  KE, z przekonań socjalista). Bez komentarza.

Tylko czemu nam się przypomina czerwiec 2014 roku, gdy w obchodach 70. rocznicy D-Day – lądowania aliantów Normandii, uczestniczyli najwięksi zachodni przywódcy – prezydent Barack Obama, kanclerz Angela Merkel,  królowa Elżbieta II,  a także…prezydent Rosji, którego osobiście zaprosił prezydent Francji Francois Hollande. Nikomu nie przeszkadzało, że stoją obok siebie na jednej trybunie, mimo tego, że kilka tygodni wcześniej Rosja dokonała brutalnej aneksji Krymu.

Everteam Niemcy – Rosja

Wspomnieliśmy niedawno, że warto przy okazji rozwinąć kwestie relacji niemiecko-rosyjskich na przestrzeni ostatnich leci, okazja jest ku temu teraz. Pierwszym wyróżniającym się fanem Zachodu w ówczesnym rozumieniu słowa był Piotr I (1672-1725), będący jakże barwną postacią wśród rosyjskich carów. Z jednej strony znany jako car – reformator, twórca imperialnych zakusów i wielkości Rosji, z drugiej – nieokrzesany awanturnik i birbant. Tak czy inaczej to jego zasługą było doprowadzenie Rosji do statusu mocarstwa europejskiego. Czy dziwić się podziwowi obecnego prezydenta dla swego carskiego protoplasty? I nie mówmy tylko głośno, że drugą żoną cara była… Marta Helena Skowrońska, która przyjęła jako caryca przyjęła imię Katarzyny I. Rządy Piotra I to okres silnych wpływów rosyjskich w Polsce i rozgrywania jej między Sasami a Rosją.

Wybitną carycą była Katarzyna II (de domo: Sophie Friederike Auguste von Anhalt-Zerbst, księżniczka niemiecka), która z zapałem w latach 1762–1796 kontynuowała dzieło Piotra I, przy okazji doprowadzając wspólnie z Prusami do rozbiorów upadłej Polski. I znowu polonicum: jej kochankiem w młodości był Stanisław August Poniatowski, mieli córkę. Katarzyna II potwierdziła sojusz z Królestwem Prus, co było swoistą kontynuacją zapoczątkowanej przez Piotra I polityki „systemu północnego”. Czy ten „system północny” w zmodyfikowanej postaci funkcjonuje do dziś?

Pomińmy okres zaborów i przeskoczmy do I wojny światowej, gdzie Niemcy i Rosja stanęły tym razem przeciwko sobie. Jak wiemy w tle działań wojennych doszło do obalenia caratu i rewolucji październikowej, co zrealizowano zgodnie z koncepcją Helphanda i do czego walnie przyczyniły się środki dostarczone przez Niemcy, a także zaangażowanie do roli trybuna przygotowanego wcześniej agenta, pomieszkującego wtedy w Bazylei, niejakiego Lenina. W planie był podział Rosji na kawałki i podporządkowanie ich. Jednak – poza zindoktrynowaniem ideą komunizmu niemieckich jeńców, którzy po powrocie do kraju urządzili rewolucję w 1918 roku –  czemuś to sytuacja wymknęła się spod kontroli i nastały na 70 lat rządy bolszewików.

Nie przeszkodziło to jednak w odbudowaniu relacji między obydwoma państwami. Już w 1922 roku w Rapallo podpisano układ między Rzeszą Niemiecką a Rosją Radziecką, na mocy którego m.in. „… Niemcy zobowiązały się do zaopatrzenia Rosjan w broń, amunicję, rozbudowanie radzieckiego przemysłu zbrojeniowego przez specjalistów niemieckich oraz udzielenie wysokich kredytów na zbrojenia w zamian za udostępnienie Niemcom radzieckich poligonów zlokalizowanych nad rzeką Wołgą i Kamą dla zakazanych traktatem wersalskim rodzajów broni pancernych, lotniczych i gazowych. Oba kraje wymieniały także między sobą wojskowych wykładowców.” Co zrobił Zachód i Polska? Protestował i wyraził niepokój. Traktat w latach późniejszych był wielokrotnie rozszerzany i przedłużany. Dzięki temu Rosja dostała dostęp do kredytów i nowoczesnych technologii przemysłowych, a Niemcy – tajny poligon wojskowy nad Wołgą i Kamą.

(Z ostatniej chwili – wszystko już było: w ramach najnowszych sankcji „Resort finansów USA ogłosił w czwartek kolejny pakiet sankcji, odcinający od zachodnich finansów i technologii 48 rosyjskich firm zbrojeniowych (…). Odcięcie 48 spółek od zachodnich środków technologicznych i finansowych będzie miało głębokie i długotrwałe skutki dla bazy wojskowo-przemysłowej i jej łańcucha dostaw”. Czyli do tej pory, mimo Krymu 2014, współpraca szła pełną parą w atmosferze wzajemnego zaufania i sympatii?)

Głośniej jest o pakcie Ribbentrop–Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, który to oficjalnie będąc paktem o nieagresji w części poufnej zawierał plany podziału Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii. Dzień później jego treść dotarła do USA, zaraz potem udostępniono ją Anglii i Francji, zapominając o Polsce. To w myśl koncepcji tego haniebnego paktu dokonany został IV rozbiór Polski, a gdy 17 września 1939 roku Armia Czerwona dokonała zajęcia wschodniej części Rzeczpospolitej, działania naszych sojuszników Wlk. Brytanii i Francji „ograniczyły się do słownego potępienia działań ZSRR”. Informacje o obydwu paktach zostały usunięte z podręczników na polecenie Putina niebawem po objęciu przez niego posady prezydenta. Rosjanie więc o nich nie wiedzą, nie wiedzą też, że II wojna światowa rozpoczęła się 1 września 1939 roku atakiem Rzeszy na Polskę, dla nich przecież jej początek to 22 czerwca 1941 roku.

Po II wojnie powstały strefy okupacyjne dzielące Niemcy, jednak już w 1949 roku działały dwa państwa niemieckie, RFN zorientowane na Zachód oraz NRD będące w obszarze ścisłych wpływów ZSRR. Przez najbliższe 40 lat (do zjednoczenia w 1990 roku) ludność 17 milionowego kraju ulegała silnej indoktrynacji ideami komunizmu w radzieckim wydaniu. Przynajmniej z tą częścią Niemiec ZSRR utrzymuje braterski sojusz oparty na wspólnym umiłowaniu do nadzoru i ładu zapewnionych przez więź służb Stasi i KGB. W tymże NRD w latach 1985 – 1990 w Dreźnie pracował jako dyrektor domu przyjaźni niemiecko-radzieckiej Władimir Putin, który w niedługim czasie zrobi oszałamiającą karierę. Oprócz rosyjskiego biegle zna niemiecki. Czy tempo jego późniejszych awansów nie może być uznane za zaskakujące? Komu je zawdzięcza?

W 1953 roku do NRD z RFN przenosi się pastor Kasner, aby głosić protestanckie słowo Boże. Rok później rodzi się jego córka Angela, uznana kilkadziesiąt lat później za najbardziej wpływową kobietę świata. W latach 80-ych działa w FDJ, we władzach którego pełniła funkcję sekretarza ds. kultury. Angela Merkel urząd kanclerski piastowała w latach 2005 – 2021. Biegle zna angielski i rosyjski. Polonicum: dziadek z linii ojca Ludwik Marian Kaźmierczak pochodził z Poznania. Jej weto zablokowało szansę na przyjęcie Ukrainy i Gruzji do NATO w 2008 roku, po aneksji Krymu sprzeciwiała się przekazaniu broni Ukrainie.

Obecny kanclerz Olaf Scholz we wspomnianych latach 80-ych był aktywnym działaczem „młodzieżówki SPD, czyli Młodych Socjalistów (Junge Sozialisten, w skrócie: JuSo). W tym czasie wspomniana organizacja pod kierownictwem Gerharda Schrödera (tak, tego  samego) nawiązała relacje z enerdowską młodzieżówką komunistyczną FDJ.” Współpraca młodych komunistów (NRD) i młodych socjaldemokratów (RFN) była niezwykle owocna. Delegaci JuSos uważali, iż „prawdziwymi wrogami pokoju” są „amerykański kompleks wojskowo-przemysłowy” oraz „frakcja stalowych hełmów” w CDU/CSU, zaś nadzieję na przyszłość wiązali oni z „pokojową ofensywą krajów socjalistycznych”. Czy z tych doświadczeń w latach młodzieńczych wynika niechęć do wsparcia Ukrainy i decyzje o przekazaniu hełmów z demobilu i broni wypożyczonej z muzeum, a także sugestie, że bez względu na sankcje Rosja i tak sobie da radę, do czego przekonuje wicekanclerz Niemiec Robert Habeck: „Embarga nie będzie. Putina i tak stać na tę wojnę”. A przy okazji jakie piękne kariery, nieprawdaż? Przypadek?

Szczytem naiwności godnym rekordu Guinnessa będzie sądzić, że wymuszone przez opinię publiczną obecne deklarowane przewartościowanie relacji niemiecko – rosyjskich zaszkodzi 400 letniej historii wzajemnej współpracy. Jeśli nie zaszkodziła jej w historii II wojna światowa, gdy „faszystowskie Niemcy swoim samobójczym aktem uratowały Europę od totalnego bolszewizmu” (to cytat z „W gazetach tego nie piszą” Tarasa Prohaśko, znakomite studium ukraińskiej duszy), to czy zaszkodzi wobec tej perspektywy „epizod” obecnej wojny na Ukrainie?

Zostańmy jeszcze chwilę przy II wojnie i Ukrainie piórem Tarasa Prohaśko: „Ukraińców, pozbawionych w tym czasie prawa głosu, jednakowo wykorzystywały obie strony. Niemieckie traktowanie ukraińskiej słowiańskiej podrzędności w niczym nie było gorsze od rosyjskiego zaprzeczenia istnieniu takiego narodu. (…) rosyjska strategia degradacji Ukraińców w okresie powojennym niewiele różni się od niemieckich koncepcji mówiących o przestrzeni życiowej i podludziach”. Kontynuacja i potwierdzenie takiego widzenia narodowości i państwowości Ukrainy znalazły się w putinowskiej zapowiedzi agresji w orędziu z 21 lutego: „Ukraina jest integralną częścią rosyjskiej historii”, „współczesna Ukraina została stworzona przez sowiecką Rosję”. Ukraińskie déjà vu? Póki co niemiecka Ostpolitik legła w gruzach. Czy Niemcy będą chciały skorzystać z szansy na nową jakość w relacjach z Rosją, to się niebawem okaże, a może już się okazuje?

Ukraina globalna

Dla wielu obywateli świata Ukraina była do niedawna mało znanym punktem na mapie, o ile ktoś wiedział, gdzie jest mapa. Pogłoski o możliwym konflikcie puszczane były mimo uszu, bo kto by sobie zawracał głowę jakimś odległym mało ważnym krajem nad morzem może czarnym lub białym – widział kto czarne morze? Tym bardziej, że wojny – przynajmniej w zalanej demokracją i różnorodnymi wolnościami Europie – miało już nie być. A jednak to właśnie „dzięki” wojnie, której nikt nie dopuszczał do myśli poza niby carem owładniętym ukraińską psychozą, dziś Ukraina nie schodzi z ust polityków całego świata, jest we wszystkich mediach od świtu do nocy, ba, doszło do tego, że Polskę nawiedził prezydent USA. A przy okazji niektórzy się dowiedzą, gdzie jest Polska.

Warto więc przypomnieć, że Ukraina to „śpichlerz świata”, a już z pewnością ważny światowy eksporter niektórych produktów rolniczych, ale też unikalnych przemysłowych (neon!). Z tego też powodu wobec wojny w co najmniej kilku krajach może wystąpić brak choćby kukurydzy, pszenicy i oleju słonecznikowego, co może tamże spowodować napięcia społeczne w niespodziewanej skali.

Wojna na Ukrainie stała się też puszką Pandory ujawniającą – przynajmniej w części – sieć powiązań i wzajemnych wpływów przedstawicieli rosyjskiego establishmentu (a może raczej „oligarchiatu”) z polityką i biznesem Europy i nie tylko (wieloznaczność tego „nie tylko” pozostawiamy domyślności czytelników). Było już o tym tu, ale nie możemy sobie odmówić francuskich akcentów, jak choćby Gerard (znowu aktor) Depardieu robiący kiedyś misia z Putinem, czy choćby sypiący popiół na głowę były premier Francji Francois Fillon, który poinformował, że „rezygnuje z posad w dwóch rosyjskich koncernach: petrochemicznym Sibur i naftowym Zarubieżnieft”. Skala zjawiska jest tak wielka, że wobec niezwykłego popiołowego popytu jego dostawcy osiągają zyski nadzwyczajne. Ujawnienie opinii publicznej tych powiązań przez dziennikarzy śledczych z pewnością otwiera oczy ludu na „ukierunkowane” rusofilnie zachowania gremiów rządów i pojedynczych polityków.

A tym przecież nie było łatwo oprzeć się sile rosyjskiej perswazji, tym bardziej, że siła argumentów zachęty do współpracy jest wprost proporcjonalna do ogromnych bogactw naturalnych Rosji, pozyskiwanym z ogromnym poświęceniem i narażeniem (głównie poświęceniem  środowiska naturalnego i narażeniem ludzi pracujących w niestandardowych warunkach bhp), a objawianych światu poprzez najdroższe rezydencje, samoloty, kolekcje samochodów oraz najdłuższe jachty, przedłużające nuworyszowskie ego mało skomplikowanych osobowości oligarchów zadziwionych łatwym zdobyciem posiadanego bogactwa, wieńczących kompleksy prostactwa modą na doktoraty. Ale – jak tu i ówdzie już widać – łatwo przyszło, łatwo poszło, niektórych już nie stać na sprzątaczkę i kierowcę.

Czy trzeba męczeństwa Ukrainy i innych Ukrain występujących na całym globie (z ostatniej chwili: patrz Arabia Saudyjska i Jemen), aby zapewnić większą sprawczość demokratycznego świata w zapobieganiu kolejnym męczeństwom? Czy casus wojny na Ukrainie spowoduje w skali globalnej wprowadzenie wyższych  standardów w działaniach rządów i globalnych instytucji, czy będą sankcje, ale w stosunku do polityków postępujących niegodnie? Jest na to szansa, przynajmniej do czasu… następnej wojny i następnego Len/Stal/Put-ina wykreowanego przez te lub inne państwa i kolejne pokolenia ich polityków.

Z ostatniej chwili

Kończymy pisać ten artykuł w chwili, gdy kończy się wizyta prezydenta Bidena w Polsce, który w ostatnich słowach powiedział: „Tej bitwy nie wygramy w ciągu dni. Musimy szykować się na długą walkę”. Nie słychać niestety w tych słowach niczego, co wskazywałoby na szanse szybkiego zakończenie kryzysu. Rosja skwitowała koniec tej wizyty symbolicznym dwukrotnym salutem rakietowym Lwowa. Czemuś to nachodzi nas jeszcze jeden cytat z Friedmana, wprawdzie wyrwany z kontekstu, ale może nie całkiem nie na miejscu: „prezydenci są jak pieluchy, które zmieniamy co cztery lata”. Jeśli działania wojenne będą kontynuowane, to można spodziewać się dalszego wykrwawiania stron i wyniszczania Ukrainy, bo przecież pierwotny plan prawie bezkrwawego zajęcia całego państwa spalił na panewce. Widać są inne plany… A wydawało się, że wiosna i konieczność wyjścia w pola by orać i siać zboża, na które czeka wiele biednych ludzi na świecie, są tak oczywistą przesłanką do zakończenia tego okrutnego i bezmyślnego (z ludzkiego punktu widzenia) wojennego spektaklu. Ale czy mali biedni ludzie kiedykolwiek obchodzili wielką wojenną politykę? Trudno nam sobie przypomnieć taką okoliczność, może nie znamy dobrze historii… Ale za to przeczytaliśmy parę książek, parę wierszy…

A na wojnie świszczą kule,
Lud się wali jako snopy,
A najdzielniej biją króle,
A najgęściej giną chłopy.

Fragment z wiersza Marii Konopnickiej „A jak poszedł król na wojnę”

Podziel się