Kontynuujemy nasz ulubiony cykl „Banksterzy czy filantropi?”. Dziś między innymi o tym, jak się bankom w Polsce powodzi. A powodzi się znakomicie: za 2023 rok te nasze „ulubione” instytucje zaufania publicznego zarobiły na czysto prawie 27,6 mld zł (słownie: dwadzieścia siedem miliardów zł!), przy czym stanowi to wzrost o 160 procent w stosunku do roku 2022, gdy banki przytuliły raptem 10,6 mld zł. Kluczowy dla osiągnięcia tak wysokich zysków był wzrost stóp procentowych, który zafundował nam NBP walcząc z inflacją.
Do tego sukcesu przyczyniliśmy się my wszyscy, bowiem ten zysk to prowizje, opłaty i oczywiście odsetki od różnych bankowych instrumentów, w tym – naszych osobistych i firmowych rachunków. Btw – banki już dawno temu zrozumiały, że najlepiej jest zarabiać na masie drobnych transakcji, a nie wielkich spektakularnych dealach, i osiągnęły w obskubywaniu drobnych ciułaczy wyjątkową, żeby nie powiedzieć perfidną wprawę (patrz np. kredyty hipoteczne i patologie z nimi związane).
I tu szybki skubania przykład. Bank – naj, naj w kilku kategoriach. Klient – drobna firma osoby fizycznej, posiadająca od zawsze drobny pięciotysięczny limit w RB, wykorzystywany okazjonalnie. Na początku kwietnia br. bank pobrał opłatę w wysokości 500 zł (pięćset złotych!) za odnowienie tego limitu. 500 zł to 10 proc. całego limitu. W 2022 roku opłata za tę czynność wynosiła 250 zł, w związku z tym wzrost opłaty to 100 procent rok do roku. W związku z tym wzrostem Klientowi wrosło ciśnienie po odczycie wyciągu bankowego, wobec czego zrezygnował z limitu kredytowego od razu i wystąpił do banku o zwrot opłaty wobec zamknięcia limitu. Odpowiedź przyszła szybko, w tłumaczeniu na język potoczny brzmiało to tak: widziały gały, co brały, przecież parę miesięcy temu wysłaliśmy do ciebie info o zmianie tabeli opłat i prowizji, nie czytało się? No nie, klient nie doczytał, że bank sprytnie wprowadził sobie taki myk, że opłata wprawdzie wynosi 2,5 procent (byłoby 125 zł od LK w wysokości 5 tys. zł), ale… nie mniej niż 500 zł. Tyle w temacie.
Tak przy okazji – wydaje się, że jest to przesłanka do przemyślenia, czy takie „bierne” zawiadamianie klienta o jednostronnej de facto zmianie opłat i prowizji jest czynnością wystarczającą (…), czy nie powinno być tak, że klient jest zawiadamiany „czynnie”, co w przypadku przytoczonego przykładu powinno być wykonane poprzez dostarczenie klientowi przed pobraniem opłaty przez bank informacji typu: „planujemy zmienić tabelę opłat i prowizji, co w twoim przypadku skutkować będzie wzrostem opłaty z tytułu xyz o kwotę …, co ty na to?”. Do rozwagi.
Trzeba dodać, że te bankowe zyski uciułane na polskich ciułaczach w dobie kiepskiej kondycji gospodarki zasilą w większości zagranicznych właścicieli, bowiem za zgodą KNF „… ponad 21 mld zł trafi w tym roku do akcjonariuszy banków, nie mniej niż 37 proc. tej kwoty popłynie do zagranicznych właścicieli, a tylko 15 proc. – do Skarbu Państwa.”
Wyszło na to, że im w gospodarce gorzej (wzrost inflacji), tym dla banków lepiej (wzrost stóp procentowych). Chyba wobec tego można mieć wątpliwości czy banki są bezgranicznie zainteresowane silnym wzrostem polskiej gospodarki i spadkiem inflacji. Zwłaszcza zagraniczne, które zyski taczkami wywiozą poza Polskę, no bo banki mniej lub bardziej nasze (zachęcamy do analizy struktury akcjonariuszy tzw. polskich banków, daje do myślenia) zyski zostawią w kraju.
Wzrost zysków banków rodzi się na garbie wzrostu kosztów ponoszonych codziennie przez Polaka wiecznego ciułacza. Jedna praca staje się niewystarczająca dla aż 1/5 z nas. 64 proc. rodaków wskazuje na konieczność finansowania dodatkowych wydatków. Zjawisko to dotyczy głównie osób w przedziale 35 – 44 lata, z których znaczna grupa to kredytobiorcy hipoteczni.
Nie ma się co dziwić, że stopa oszczędności gospodarstw domowych (procent dochodu do dyspozycji po zaspokojeniu potrzeb konsumpcyjnych) w Polsce za 2022 r. wyniosła 2,8 proc., co było najniższym poziomem od 2009 roku. Średnia unijna to 16,9 proc. Od końca 2016 roku stale rośnie wartość długoterminowych kredytów i pożyczek gospodarstw domowych, większe zadłużenie w relacji do PKB mają tylko Portugalczycy i Maltańczycy. Z tym doganianiem w dobrobycie mieszkańców Europy Zachodniej to chyba coś nie tak, króliczku.
A w ogóle to miało być z bankami zrozumiale, taniej, przejrzyściej i bez ryzyka, a to za sprawą odejścia od WIBOR-u na rzecz WIRON-u czy innego innowacyjnego finansowego wynalazku referencyjnego (no nie możemy się powstrzymać od najkrótszej przykładowej definicji WIBOR-u ściągniętej z forów okołobankowych: „To tak jak by ktoś kupił w salonie nowe auto, zapłacił za nie, a po 5 latach producent kazałby sobie dopłacić, bo w ciągu tych lat wzrosła cena blachy.”). Sprawą odejścia od dłuższego czasu (X.2022) zajmowała się w sosie własnym elita bankowej finansjery i jej lobbyści zorganizowani/a jako Narodowa Grupa Robocza, deliberujący nad reformą wskaźników referencyjnych w Polsce. Wydaje się jednak, że sprawa zmierza do nikąd, jako że WIRON nie dość, że bardzo zmiennym jest, to i niezrozumiałym wielce, co stawia go w sprzeczności z unijnym rozporządzeniem BMR (dla zainteresowanych).
Póki co mamy na co dzień rosnące koszty finansowe w firmach i gospodarstwach domowych, a przeciwko sobie banki, które zamiast jeść małą łyżeczką i dbać o kondycję klienta i długoterminową obopólnie owocną współpracę stosują metodę dużej łychy tu i teraz. To błędne podejście. Jak dotąd pozycja banków jest silna, ale na postumencie bankowej nietykalności widać rysy i pęknięcia. Rośnie świadomość klientów, a także coraz więcej prawników realizuje swój biznes w stawaniu w szranki przeciw bankom. Także sądy nabrały odwagi, wiedzy i doświadczenia w wyrokowaniu w potyczkach banków z kredytobiorcami. To efekt także różnorodnych regulacji unijnych, które powoli ukrócają bankową nienaruszalność, samowolę i kreatywną nieomylność.
A na co dzień banki oferują nam coraz częściej zdarzające się awarie systemów informatycznych, niedostępności do rachunków, okresowe zablokowania płatności itp. Miejmy nadzieję, że to nie są początkowe testy przed sytuacją w jakiej znajdziemy się, gdy zabraknie prądu. Przydałby się Orson Welles, który w sztuce „Kto wyłączył światło?” przytoczyłby następującą rozmowę między bankierem i klientem:
Klient: Dzień dobry, jestem Jan Kowalski, przyszedłem pobrać moje pieniądze z konta mojej firmy.
Bankier: Witam pana, jaka to jest kwota? Czy może mi pan pokazać jakiś dokument potwierdzający, że pan miał w naszym banku pieniądze?
Klient: 500 tysięcy złotych. Nie mam takiego dokumentu, wszystkie transakcje odbywały się elektronicznie.
Bankier: Czy mam rozumieć, że nie ma pan żadnego wydruku salda z rachunku?
Klient: Księgowa z pewnością ma wydruk salda z końca miesiąca.
Bankier: To nie wystarcza. Od końca miesiąca do chwili, kiedy hakerzy zdewastowali nasz system dokładnie 20 kwietnia 2024 o godz. 17.42, mógł pan wielokrotnie te pieniądze wypłacić.
Klient: Ale nie wypłaciłem!
Bankier: Czy może pan to udowodnić?
Klient: No przecież nie mogę się zalogować do banku, bo macie awarię!
Bankier: W tej sytuacji nie możemy panu wypłacić wnioskowanej kwoty. Gdyby pan miał wydruk salda z 20 kwietnia 2024 z godziny 17.43, to co innego. Ale i tak nie wypłacilibyśmy panu więcej niż 50 złotych, bo właśnie przyjęliśmy zasadę, że aktualnie wypłaty gotówkowe są ograniczone do tej kwoty. Informację o zmianie zasad wypłat otrzyma pan niebawem pocztą.
Klient: To jest skandal! Przecież to są moje pieniądze i macie obowiązek je wypłacić.
Bankier: Proszę pana, rzekome pieniądze pana firmy mieliśmy tylko w formie zapisu elektronicznego. Zapisu nie ma wskutek awarii systemu. Pan nie okazał dowodu, że pieniądze posiadał. Przecież nie możemy wypłacić panu pieniędzy innych klientów – jesteśmy instytucją zaufania publicznego!
Do zaufania więc, drodzy Czytelnicy.