Wróg czyha wszędzie

Prezes wezwał nas na szybką operatywkę do pokoju konferencyjnego. Szybkość polegała na tym, że nie było czasu na rozsiadanie się, więc staliśmy na baczność przed Prezesem, który rozsiadłszy się z tytułu pełnionej funkcji w fotelu zagaił tak: „Trzeba coś z tym zrobić”. Widząc natężenie i pot na naszych czołach pociągnął wątek i rzekł: „Tak dalej być nie może”. Zaczęliśmy szybko odprawiać w myślach rachunek sumienia, bo nie było nikogo, kto by nie miał czegoś za uszami. Księgowy zaczął nerwowo obgryzać paznokcie, a Kasjer myślał gorączkowo, kto doniósł, że w kasie jest mniej niż poprzednie mniej niż zero. Na szczęście padła podpowiedź trzeciej szansy: „Społeczność nas nie docenia”. Uspokoiliśmy się, bo zrozumieliśmy, że chodzi o niedosyt docenienia ego Prezesa, a nie o nasze codzienne spółdzielniane szacher-machery.

Referent zaproponował, aby podjąć aktywne działania i zorganizować manifestację. Aplikant spytał, czy ma to być spontaniczna manifestacja poparcia, czy też protest przeciwko. Księgowy stwierdził, że czasy się zmieniają i trzeba iść z duchem, zwłaszcza postępu, a następnie zaproponował, abyśmy podeszli do sprawy profesjonalnie i przeprowadzili badania opinii publicznej. Prezes przez osobistą aklamację zatwierdził plan działania. Kasjer został upoważniony do pobrania zaliczki na pokrycie wydatków badań i udaliśmy się jeszcze w godzinach pracy do gospody – miejscowego ośrodka badania opinii publicznej.

Po krótkich konsultacjach z udziałem na początek śledzika w oleju postanowiliśmy objąć badaniem wszystkich obecnych w lokalu. A gości było sporo, bo była to akurat pora drugiego śniadania. Umówiliśmy się, że Księgowy zarządzi kolejkę dla wszystkich, a my będziemy liczyć głosy. Kolejka została przyjęta z entuzjazmem przez nowych konsultantów. Żeby upewnić się w słuszności i nieomylności metody badawczej Księgowy polecił powtórzyć. Próbowaliśmy namówić Kelnera, aby na koszt firmy postawił wszystkim trzecią kolejkę, bo nasz budżet na badania był bliski wyczerpania, w przeciwieństwie do rosnącego zapału do dalszych eksperymentów. Tenże jednak odmówił argumentując, że on badania, zwłaszcza wypłacalności konsultantów, robi codziennie i dzięki temu jeszcze nie zbankrutował. Na pocieszenie poczęstował nas nieoficjalnie swoim ostatnim wynalazkiem, to jest bimberkiem na landrynkach, prosząc o przetestowanie go pod kątem innowacyjności produktowej. Jako wytrawni badacze zaliczyliśmy mu test z ochotą i z zaleceniem kontynuowania badań.

I już byliśmy gotowi do zapisania wniosków potwierdzających, że opinia publiczna jest cała za, gdy nasze zadowolenie z dobrze spełnionej misji zakłócił Referent wskazując na Gościa w kącie, przed którym stały niespełnione kieliszki. Wobec tak jawnie wrogiego stosunku do demokracji, której gospoda był lokalną ostoją, podeszliśmy do niego z zamiarem użycia argumentów siły zamiast siły argumentów, gdy Gość rozpłakał się i poprosił o wybaczenie. Okazał się świeżą wszywką, a na dowód pokazał legitymację klubu AA. Cóż było robić, odstąpiliśmy od zamiarów argumentacji, mimo że zepsuł nam statystyki, ale czy wokół nas nie czają się wrogowie prawdziwej demokracji?

Nazajutrz Księgowy zreferował Prezesowi raport wskazując, że w badaniach zdefiniowaliśmy głównie wolę poparcia, bowiem wrogów lokalnej demokracji było w wymiarze poniżej błędu statystycznego. A przypadek opcji „za, a nawet przeciw”, którą tradycyjnie wybierał Kelner, w niczym nie wpływał na dominujące postawy społeczne. Widać było po marsowej minie, że Prezes nie do końca jest za organizacją manifestacji „za”, choć przebiegły mu przez myśl wspomnienia udziału w takowych z hasłami „Niech się święci 1 Maja!” czy też „Jesteśmy z Partią”. Ostatecznie to ostatnie, rozmarzył się Prezes, jest wciąż aktualne, a że partia w nowej odsłonie… cóż, czego się nie robi dla utrzymania społeczności przy jedynie słusznych wyborach. Są przecież sprawdzone już rozwiązania, jak choćby hasło „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy!” z 1945 roku, co pozwoliło innej spółdzielni nie oddać  przez 44 lata!

Lewitację Prezesa przerwał Referent mówiąc, że kiedyś jak partia była jedna, to wszyscy tą jedną popierali, a teraz się narobiło ich tyle, że społeczność może się pogubić w wyborach. Lepiej więc manifestować poparcie dla konkretnej osoby i tu nie masz nikogo nad Prezesa i zgłosił wniosek, który z entuzjazmem został przyjęty przez nas wszystkich. A tak naprawdę to pluliśmy sobie w brodę, że nas kolega Referent wyprzedził, w myślach widzieliśmy już jego awans i premię. Przynajmniej tą ostatnią będzie musiał podzielić się w gospodzie. Prezes nie chcąc, ale musząc poświecił się dla sprawy i zgodził się dać twarz poparciu, którego społeczność miała udzielić manifestując.

Udaliśmy się do Pracowni Marketingowej (d. Pracownia Środków Propagandy), aby zaopatrzyć się w odpowiednie transparenty, banery, plakaty, które manifestanci spontanicznie mieli przygotować i przynieść na wiec poparcia. Przy okazji zwiedziliśmy izbę tradycji, gdzie chronologicznie prezentowały się historyczne hasła: „Klasa robotnicza przodującą siłom narodu” (pisownia oryginalna), „Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski”, „Niech żyje tow. nazwiska nieczytelne”, „Syjoniści do Syjamu”, „Studenci do nauki”, „Chwała ludziom dobrej roboty”, „Solidarność żyje”, „Godna praca, płaca i emerytura”, „TAK dla UE” i wiele innych „Popieramy…” i „Protestujemy…”. Dyrektor nagabnięty jak idzie biznes z uśmiechem odparł, że spokojnie, w tym kraju przez długie lata będą mieli co robić. Wykorzystaliśmy stare wzorce, po zamalowaniu słówka „tow.” na plakatach pojawiło się więc „Niech żyje Prezes!” oraz „Niech żyje sojusz Spółdzielni”. Zgodnie z modą zamówiliśmy też wielki balon z podobizną Prezesa i podpisem „Prezes nad nami!”. Rozniesienie ulotek powierzono Listonoszowi, trąbki i wuwuzele wypożyczono z przedszkola.

O wyznaczonej godzinie na miejscu manifestacji poparcia zebrało się 57 osób, głównie krewnych i znajomych Spółdzielni, co uznaliśmy za zupełnie dobry wynik, tym bardziej, że Listonosz swe doręczanie ulotek rozpoczął i skończył w gospodzie. Ale na zdjęciach zwielokrotnić obecnych nie będzie problemem, grunt, żeby przekaz poszedł w świat. Plakatów było więcej jak obecnych, więc niektórzy pozowali do zdjęć z dwoma na raz. W przeciwieństwie do prawdziwego najokazalej prezentował się balonowy Prezes, którego charyzmę, dostojeństwo i majestat na wodzy trzymało kilku manifestantów. Prezes usiłował zagaić, ale wuwuzele i trąbki zagłuszały ważne słowa o wrogach czających się wokół, zamachach na wolność i demokrację i misji, jaką ma do spełnienia wobec urojonej rzeczywistości. Przeczuwając zakończenie Klakier odkrył baner „OKLASKI” i rozległy się gromkie brawa. Trzymający dmuchanego Prezesa dla wygody klaskania puścili więzy i … w tym momencie powiał wiatr historii porywając balon Prezesa z Prezesem desperacko rzucającym się sobie na ratunek. Zamarliśmy z wrażenia. W ostatnim słowie usłyszeliśmy jeszcze tylko z oddali „Zamach…!” i Prezes odleciał. Społeczność pomachała odlatującym, zrobiła pamiątkowe zdjęcia i rozeszła się do domów.

Wróciliśmy do biura w niewesołych nastrojach. Ale Księgowy wziął nas w garść mówiąc, że może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Poszukamy nowego Prezesa, jest jeszcze tyle misji do spełnienia. Udaliśmy się do gospody omówić plan działania. Może nowy lepiej zadba o interesy Spółdzielni, czyli nasze.

Podziel się