Nie rozumiem cię, człowieku!

Mało kto wie, że tradycja zapalania zniczy na grobach 1 listopada, a także w Dzień Zaduszny, jest reliktem pogańskiego kultu przodków. „Praktyka ta związana jest z przedchrześcijańskim zwyczajem rozpalania ognisk na mogiłach, obejściach i rozstajach dróg. (…) Wierzono, że płomienie ogrzewają dusze błąkające się po ziemi i chronią przed złymi mocami.”

Dzień ten jak mało który jest okazją do smutnej zadumy nad naturą człowieka. Zapalamy lampki na grobach naszych bliskich, wracamy do nich myślą i słowem, przywołujemy najpiękniejsze wspomnienia. Na cmentarzach, które nawiedzamy, spoczywają przede wszystkim ci, którzy dożyli swego czasu.

Zapalamy też znicze na grobach ofiar wojen, powstańczych zrywów, żołnierzy poległych w bitwie jednej czy drugiej… Do niedawna żyliśmy w przekonaniu, że barbarzyństwo wojen to zjawisko historyczne, które co najwyżej będziemy badać z coraz odleglejszej perspektywy, a wyniki badań pozwolą na trwałe zaszczepienie w nas postaw pacyfistycznych. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Naiwne pacyfistyczne sny o wiecznym pokoju zostały brutalnie przerwane wobec ponownego uruchomienia doskonale sprawdzonej metody radzenia sobie z kryzysem – wojny.

Aktualnie na świecie toczy się kilkadziesiąt konfliktów, w których uczestniczą regularne armie bądź oddziały rebeliantów. Obserwuje się niestety eskalację tych zjawisk – do bliskiej nam wojny w Ukrainie dołączyła wojna w Strefie Gazy, która ma trend rozwojowy i może objąć cały Bliski Wschód. Oddziaływanie tych obydwu pozornie lokalnych konfliktów jest globalne, czego gospodarczo doświadczamy od ich początku.

Największymi wygranymi działań wojennych są ich organizatorzy. I nie mamy tu na myśli szefów państw, polityków czy dowódców wojskowych, tylko pozostających w cieniu poza zgiełkiem bitewnym globalnych magnatów finansowych, siedzących w gabinetach luksusowych rezydencji, uzurpujących sobie prawo niemalże boskie zarządzania światem, w tym do inspirowania konfliktów. Co ciekawe, swoją wygraną realizują bez względu na to, kto wygra, bo zawsze obstawiają obie strony. Media już donosiły, jakie kosmiczne zyski zrealizowali dostawcy gazu i ropy, producenci paliw, żywności, a przede wszystkim producenci broni. Ale to temat do rozwinięcia przy innej okazji.

Największym przegranym wojen jest zawsze ludność cywilna. Ocenia się, że ofiarami współczesnych wojen i konfliktów zbrojnych są w 90% cywile nie biorący bezpośredniego udziału w walkach. Współczesne pole walki nie ogranicza się bowiem do niszczenia celów militarnych – działania są skierowane do szeroko rozumianej infrastruktury wroga. A że przy okazji niszczone są obiekty cywilne, szpitale, szkoły, miejsca kultu czy placówki kultury, że masowo giną zwykli ludzie, nie będący żołnierzami – no cóż, taka jest cena wojny. Do wyciszonych gabinetów nie docierają głosy ofiar, rozpaczliwe krzyki ginących, lament dzieci. Podczas transmisji na żywo zawsze można wyłączyć dźwięk, a pokazany nieopatrznie w reporterskim kadrze mały płaczący chłopiec z pewnością jest przeszkolonym terrorystą.

Przywołajmy najbardziej spektakularne i niepamiętane działania wojenne, przy okazji których hekatombę poniosły głównie osoby cywilne (dla wyjaśnienia – pomijamy tu akty ludobójstwa zrealizowane jako samodzielne byty bestialstwa, jak Rzeź Woli, Zbrodnia Katyńska czy Holocaust).

Straty ludności cywilnej w obecnych teatrach wojny (Ukraina – co najmniej 10 tysięcy ofiar ludności cywilnej z Buczą na czele; Izrael i Palestyna – ok. kilkanaście tysięcy osób) jak widać niczym nie ustępują okrutnym wydarzeniom z bliższej czy dalszej przeszłości, takim jak choćby:

  • nalot na Tokio – pod pretekstem zniszczenia węzła kolejowego 9/10 marca 1945 r. spalono całe miasto, w którym zginęło 100 tysięcy cywilów,
  • naloty na Drezno – przy okazji uderzania w zakłady zbrojeniowe 13–15 lutego 1945 r. obrócono w perzynę całe stare miasto, powodując śmierć co najmniej 20 tysięcy ofiar,
  • nalot na Hamburg – 27/28 lipca 1943 r., w czasie trwającej 3 godziny burzy ogniowej życie straciło około 40 tysięcy mieszkańców,
  • naloty NATO na Jugosławię w 1999 roku – 2 tysiące ofiar cywilnych,
  • naloty w Jemenie od 2015 r. – w nalotach zginęło lub zostało rannych co najmniej 18 tys. jemeńskich cywilów.

Amerykańscy wojskowi przy okazji wprowadzania demokracji do Iraku wymyślili specjalny termin na określanie strat w ludności cywilnej, nazywając je „niezamierzonymi zniszczeniami” (cyt. BBC). Różne odmiany tego terminu i w różnych językach słyszymy w bieżących raportach z terenów wojen czy to w Ukrainie, czy w Palestynie, wszystkie tak samo okrutne w swym wyrazie.

Podejmowane są nieśmiałe próby uczynienia wojen bardziej humanitarnymi, jednak głosy orędowników tej idei nie docierają do wyciszonych na ludzką krzywdę gabinetów, do których kluczem jest słowo „mamona”, a dla zasiadających tam magnatów bóstwem jedynym jest Złoty Cielec.

Doprawdy trudno zrozumieć, jak nieludzcy potrafią być ludzie.

Zapalmy więc znicze w intencji zwykłych ludzi dotkniętych kataklizmami wojen, może dzięki połączeniu w łańcuchu dobrej intencji odegnamy złe moce i choć na chwilę zapanuje pokój?

Podziel się