Co tam, panie, w bankowości?

Kontynuujemy rozmowę dwóch ekspertów na temat kondycji polskiego – i nie tylko – systemu bankowego i wszystkiego tego, co się może w związku z tym wydarzyć.

– Minęło raptem kilka godzin naszej nieobecności na łamach „Biznesowych refleksji”, a wydarzyło się poza naszymi plecami mnóstwo ważnych spraw w obszarze naszego niezależnego komentatorstwa… Co uznać za najważniejszy news?

– Chyba dzisiejszy spadek akcji Deutsche Banku, który pociągnął kolejne za sobą. Zresztą czekaliśmy na to od chwili, gdy kanclerz Niemiec obwieścił przed tygodniem…

– Uśmiechając się?

– Szeroko, szeroko 😊, cytujmy: „Depozyty niemieckich oszczędzających są bezpieczne (…) nie tylko ze względu na większą odporność systemu bankowego i surowsze regulacje, ale także z powodu naszej siły ekonomicznej”. W podobnym duchu i z uśmiechem kilka miesięcy temu prezes Credit Suisse zapowiadał koniec kłopotów i odrodzenie się tegoż banku.

– W szklanej kuli widzę jakieś skojarzenia historyczne?

– Przymykam oczy i widzę „Bank mój widzę ogromny/wielkie powietrzne przestrzenie/ludzie je pełnią i cienie…”

– A konkretnie?

– Chodzi oczywiście o Creditanstalt, założony w Wiedniu przez Rothschildów w 1855 roku, i dalej ze ściągi: „Wielki Kryzys uderzył w Europę, gdy bank Creditanstalt w Wiedniu upadł w maju 1931 r. i rozpoczął efekt domina, który rozprzestrzenił się na resztę Europy. (…) Powodem wpływu Creditanstalt na Niemcy i resztę Europy było to, że był on nie tylko największym bankiem w Austrii, ale był większy niż wszystkie pozostałe banki w Austrii razem wzięte. Bank miał powiązania z resztą Europy, a upadek Creditanstalt doprowadził do ogólnoeuropejskiego kryzysu.” Wyłącznie dla ciekawych: link.

– Ale sytuacja dziś jest jednak inna, są doświadczenia po ratowaniu się w 2008 roku, nota bene oparte na tym, czego nie zrobiono, a powinno, w 1931 roku, są regulacje, a i deklaracje zabezpieczenia wszystkich depozytów, nie tylko objętych gwarancjami systemowymi, więc czas na Wielkie Ufff?

– Zdecydowanie za wcześnie, a tak przy okazji – czy usłyszałeś, żeby w Polsce ktoś choćby odniósł się do jakiejkolwiek wstępnej deklaracji analogicznego stosunku do depozytariuszy? Póki co cicho sza. Żadnego „Nie lękajcie się”.

– Narracja mniej lub bardziej oficjalna jest taka, że te sprawy nas nie dotyczą, bo najbardziej odporne to my som. Może w tym zaniechaniu jest metoda?

– Czyli inaczej jesteśmy poza konkurencją. I stąd pewnie kalkulacja, że nasze banki są tak małe na tle Europy, że upadek np. xBanku byłby podobny do efektu Wołomina (ang. Wyoming) vs. Wall Street, więc lepiej nie dotykać.

– I tu mamy wyjaśnienie. A co w Polszcze, w domu porządnym?

– Tu umknęła naszej uwadze – według naszej subiektywnego osądu – sprawa sprzed kilku dni niezwykłej wagi, mianowicie pozew zbiorowy frankowiczów przeciw Komisji Nadzoru Finansowego: „Kredytobiorcy uczestniczący w pozwie zbiorowym chcą udowodnić przed sądem, że to właśnie działania i zaniechania Komisji Nadzoru Finansowego (dawniej Komisji Nadzoru Bankowego), a także innych instytucji państwowych doprowadziły do sytuacji, w której wadliwe produkty finansowe o nieograniczonym ryzyku były masowo proponowane konsumentom nieświadomym rzeczywistego zagrożenia.”

– W przywołanym linku można doczytać o nowelizacji kpc zrobionej podobno pod banki. To potwierdza, że banki w Polsce jak Chińczyki…

– No to przypomnijmy sobie, jak niedawno NIK nie został dopuszczony przez KNF do skontrolowania mechanizmu ustalania stawki WIBOR. Także dwaj posłowie śledczy też zostali odprawieni z kwitkiem, gdy chcieli dociec, „ile prawdy jest w tym, że wskaźnik WIBOR nie jest określany obiektywnie na podstawie transakcji z rynku bankowego, tylko ustalany jest „przy kawie i ciasteczkach”. Dla ciekawych.

– Przypomnijmy intencję naszej rozmowy. Zastanawiamy się nad skutkami czarnych dziur w systemie bankowym w Polsce i nad możliwymi skutkami tego zjawiska dla gospodarki, a przede wszystkim dla polskich przedsiębiorców – na możliwości rozwoju ich firm, inwestycje, zdobywanie nowych rynków, wzrost konkurencyjności. Zagrożenia, których bankowcy się wypierają, a politycy może nie chcą dostrzec, stanowią znaczne ryzyko i potencjalnie ograniczenie rozwoju kraju.

– Pompatyczne, nadaje się do przemówienia wyborczego. Startujemy?

– Bardziej pożyteczni będziemy robiąc to, co robimy. Lubimy konkrety, a polityka to słowa, słowa, słowa…

– Co z tym WIBOR-em?

– To przecież nie mniejsze zagrożenie dla banków, jak kredyty frankowe. Podważane są – podobno krystalicznie przejrzyste – metody ustalania tej stawki, z którym to podważaniem zgadzają się nawet eksperci okołobankowi. Powoduje to znowu masowy wysyp występów znanych już lobbystów z tekstami, że to nieprawdą jest, jakoby itd.

– A im więcej zapewnień, tym więcej domniemań, że jednak jest w tym coś na rzeczy. Natrętnie tłucze się po głowach pytanie z TSUE: „Czy cały system bankowy w Polsce opiera się na niesprawiedliwości? Może w takim razie trzeba by go naprawić?”

– Konwencją dzisiejszą rozmowy są analogie, warto więc zauważyć, że między kwestią frankową a WIBOR-ową znajdziemy pewne podobieństwa?

– Choćby takie, że w 2021 roku, gdy banki „załadowywały się” po kokardę kredytami hipotecznymi w PLN stawka WIBOR była bardzo niska (celowo?), co zwiększało zdolność kredytową (jak kiedyś niski kurs CHF), był największy od lat boom mieszkaniowy i bardzo wysokie ceny mieszkań.

– I krótko potem WIBOR skoczył, a banki otwierały szampana, bo zyski też skoczyły. A że horrendalnie wzrosły koszty obsługi kredytów… Wypadek przy pracy, kto by się tym w bankach przejmował. Przecież klienci wiedzieli, że stopa WIBOR la donna è mobile, znaczy jak kobieta, zmienną jest.

– A niedługo potem banki wycofały kredyty ze zmienną stopą (oparte o WIBOR) i wprowadziły kredyty z oprocentowaniem stałym, bazujące oczywiście na wysokim aktualnym oprocentowaniu.

– W ten sposób przewrotnie (przekrętnie?) realizując wołania o stałe oprocentowanie hipotek, jak to ma miejsce w wielu bardziej cywilizowanych krajach. Diabeł ubrał się w ornat…

– Po czym w 2022 roku liczba tych kredytów spadła o połowę, by teraz dojść do totalnej zapaści. To pokazuje, jak ogromny wpływ na całą gospodarkę ma oddanie mieszkalnictwa w zarząd układowi banków i deweloperów. Taka sinusoida oddziałuje przecież na mnóstwo firm w łańcuchu mieszkaniowym: usługi budowlane, producentów materiałów budowlanych, drzwi i okien, mebli, parkietów i podłóg, wykładzin i dywanów, małego i dużego AGD i RTV, firanek, zasłon itd. itp.

– Z tego wynika wniosek, że to państwo, a nie prywatne, w tym zagraniczne banki, powinno trzymać rękę na mieszkalnictwie i dyktować warunki funkcjonowania w tym obszarze. Dlaczego tak nie jest?

– Proszę o następne pytanie. Kontynuując „Weselnie” – „Ino oni nie chcom chcieć!”. Tak samo, jak banki, dla których naczelną dewizą działania jest zysk tu i teraz, a jak przyjdzie problem, to się będziemy martwić.

– Tak jak w tej chwili martwią się, jak zrealizować wymogi kapitałowe MREL. Wyjaśnijmy skrótem: „…to pieniądze na czarną godzinę. W praktyce chodzi o to, by przenieść ciężar ratowania upadających instytucji finansowych z barków państwa, czyli wszystkich podatników, na barki akcjonariuszy.” A czas na to był od 2018 roku!

– No i dlatego na twarzach bankowców pojawiła się ostatnio troska zamiast stereotypowych uśmiechów.

– Miejmy nadzieję, że sprawa nie odbije się na Wall Street, bo Kapitan Ameryka miałby do nas pretensje.

– Czy są gdzieś banki działające uczciwie i sprawiedliwie?

– Jak sprawiedliwie, to musi tylko u nas. Tak, są takie kraje, ale o tym już po przerwie na kawę.

– Tym bardziej, że „Takiej kawy jak w Polszcze, nie ma w żadnym kraju”.

Podziel się