Uwaga na dużych

Przed niespełna trzema miesiącami realizowaliśmy zlecenie na opracowanie biznes planu pod kredyt inwestycyjny dla niewielkiej firmy, w której główny nurt biznesowy polega na wytwarzaniu produktu dedykowanego do stabilnej grupy odbiorców. Rentowność nie za wysoka, ale firma zupełnie dzielnie radziła sobie na rynku. I mogłoby to tak trwać, gdyby nie okazja do zarobienia większych pieniędzy.A stało się to dzięki zdobyciu zlecenia na relatywnie proste usługi, które nasza firma jako podwykonawca miała zrealizować dla bardzo prestiżowej firmy budowlanej. Zakres robót nie był duży i firma poradziła sobie ze zleceniem w terminie. Pojawiła się więc propozycja kolejnego kontraktu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc firma nie namyślała się długo. Jednak wobec faktu, że zlecenie było większe, a zgodnie z umową zakupy materiałów leżały po stronie zleceniobiorcy, tenże zleceniobiorca (czyli firma – podwykonawca) musiał samodzielnie sfinansować zakupy materiałów, na co zaciągnięto kredyt. W biznesie – i nie tylko – diabeł tkwi w szczegółach, a te szczegóły zawarte są w umowie. Firma zleceniodawcy zastrzegła w kontrakcie drakońskie kary, m. in. za niedotrzymanie terminów realizacji, za pracownika w stanie „wskazującym” na placu budowy, za nieobecność na zwoływanej ad hoc odprawie z podwykonawcami itd. Wobec powyższego wszystko w naszej firmie zaczęło się kręcić wokół tego zlecenia, do tego stopnia, że zaczęto zaniedbywać sprawy podstawowej działalności. Gdy przyszło do odbioru robót przez zleceniodawcę okazało się, że ten znalazł kilkanaście powodów, aby „zausterkować” wykonawstwo, czyli odroczyć zapłatę za wykonane roboty. Firma nie otrzymawszy zapłaty w terminie nie dotrzymała warunków spłaty kredytu, więc doszło do napięć z bankiem. A w międzyczasie zleceniodawca jako marchewkę złożył propozycję … kolejnego kontraktu, przy którym firma miała wystąpić już jako … autoryzowany podwykonawca. Obecnie zarząd pluje sobie w brodę, że w ogóle zaangażował się w pozornie lukratywne zlecenia. Pieniędzy za nie ciągle nie ma, bank nie chce dalej finansować firmy, podstawowy biznes cierpi.

Opisane zjawisko jest niestety częstą praktyką stosowaną przez duże firmy w stosunku do podwykonawców, nie tylko w branży budowlanej. Duzi wygrywając przetargi na duże roboty angażują do tego podwykonawców, których wykorzystują „do ostatniej kropli krwi”, a gdy ci padną, zastępują ich innymi. Kolejny obszar nadmiernej dominacji i wyzysku to relacje wielkich sieci handlowych i ich dostawców. Wniosek – współpraca z dużymi firmami może być dla małych nie tylko pasmem sukcesów, często także źródłem kłopotów. Więc bądźcie czujni.

Podziel się