Za mało Chopina

XVIII Konkurs Chopinowski dobiegł końca. Dla wielu rodaków, którzy muzykę wielkiego kompozytora na co dzień noszą w zakamarkach swych serc, była to znakomita okazja nie tyle do oglądania występów pianistów, co do zafundowania sobie wspólnego święta i przeżywania muzyki Chopina. Za nami – przynajmniej na chwilę – zostały szare problemy dnia codziennego, zamartwiania się o jutro, spory i waśnie plemienne… Mogliśmy zatracić się i wspólnie lewitować w poczuciu otaczającej nas aury miłości zawartej w genialnych nutach Wielkiego Polaka.

Chopin i miłość

Konkurs był też okazją do poszerzenia wiedzy na temat przeróżnych „chopinianów” – wiedzy na ten temat nigdy dosyć, szczególnie dla Polaków. Zacznijmy więc od wspomnianej już miłości. Obydwa koncerty,  e-moll i f-moll, są owocem młodzieńczego zauroczenia Fryderyka (miał 19 – 20 lat, gdy je komponował) osobą Konstancji Gładkowskiej. Obydwa dzieła skomponowane w modnym wtedy stylu brillant są uznane za wybitne – to musiała być miłość!

O miłości w utworach Chopina mówili jego konkursowi uczestnicy – gdyby spróbować w jednym słowie zamknąć odpowiedź na pytanie, co czują, co znajdują w jego utworach, to właśnie słowo „miłość” jest kanwą Jego twórczości. Jest fenomenem tej muzyki, że w ten sam sposób – jako wyraz miłości – odbierana jest na wszystkich kontynentach.

Chopin w Azji

Kolejnym fenomenem jest to, jak niezwykle Chopin jest popularny w kulturach azjatyckich, czego dowodzi od wielu lat bardzo silna reprezentacja w konkursach przedstawicieli państw Azji – Chin, Japonii, Korei, Wietnamu… W tym roku to ponad 50 proc. uczestników! Do tego smaczkiem jest, że wielu przedstawicieli formalnie Zachodu pochodzi… z Azji, czego znakomitym przykładem jest tegoroczny laureat Kanadyjczyk Bruce (Xiaoyu) Liu, pochodzenia chińskiego, który nota bene imię „Bruce” przybrał na cześć znanego z fenomenalnych występów w innej , ale jakże chińskiej dziedzinie, Bruce’a Lee.

O zauroczeniu Chopinem w Chinach wspominaliśmy już wcześniej tu: Znawcy tematu twierdzą, że w duszach Dalekiego Wschodu Chopin gra z niezwykłą mocą, ponieważ w jego muzyce zawarte są niezwykłe pokłady głębi i emocji, które jako wręcz swoje – poprzez swoiste sprzężenie zwrotne  – potrafią odebrać, zrozumieć i potem odegrać z niezwykłą finezją, delikatnością i mocą zarazem młodzi Chińczycy, Japończycy… A przy okazji, żeby nie popaść w pompatyczny nastrój – podobno w Japonii w co drugiej windzie ding-dongi to parafraza nutek Chopina 😊.

Fantazja polska

A propos pompatycznego nastroju, to zbudowany on został aż w nadmiarze podczas koncertu galowego w Teatrze Wielkim. I o ile w salach Filharmonii Narodowej od pierwszego etapu nastrój był oczywiście świąteczny, ale miał charakter miłego święta rodzinnego, choć w globalnym  wymiarze (na plus: światło, scenografia, nagłośnienie, prezenterzy itd., pomińmy kurtyną wstydliwego milczenia gafę ogłoszenia wyników), o tyle na gali organizatorzy wpadli już w pułapkę ulubionej polskiej powagi. Czy wynikało to z tego, że muzyka była w kategorii poważna, więc zgrano jedno z drugim?

Odpuśćmy więc tasiemkową wibrującą scenografię bez polskich i chopinowskich akcentów, niedostatki oświetlenia i akustyki dla pojedynczego fortepianu, pocieszmy się za to pełną reprezentacją oficjeli, którzy tym razem znaleźli czas, mimo jego politycznie gorącej temperatury, na zaszczycenie swoimi osobistościami uroczystości. Tu absolutnie wyróżniający w gestach i słowach był prezydent Andrzej Duda, który w nieznany innym kulturom sposób wytrząsał dłoń I laureata ponad 1 minutę, jak też mocą swej wyobraźni przeniósł nas w inne obszary wspólnego obcowania z internacjonalistycznymi muzykami, nie można nie podarować sobie tu cytatu: „…Dzisiaj być może pobrzmiewa w nich rozszalały ocean, na którym żeglarze walczą o przetrwanie swojej łodzi; być może wysokie szczyty gdzieś w dalekich górach; szumi wiatr w drzewach, których w Polsce nie ma…”. My maluczcy, nie potrafimy zapędzić się myślami tak wysoko, aczkolwiek dzięki podpowiedzi nie sposób tej wielkości nie dostrzec, pozazdrościć…

Marka Chopin

Finanse dla Firm z zawodowego obowiązku niejako nie mogą nie odnieść się do Chopina jako najważniejszej polskiej marki. Tu zachęcamy do odwiedzenia strony, którą zarządza Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Stąd cytujemy kilka informacji: „Marka Chopin jest jedną z najatrakcyjniejszych wizytówek Polski. Kojarzona jest z wysoką jakością, prestiżem, doskonałością, elitarnością, renomą, uznaniem.”

  • marka CHOPIN wyceniana jest na ponad 3 mld zł (więcej niż Orlen, PZU, czy PKO BP),
  • spośród wszystkich kompozytorów, producenci ścieżek muzycznych w Hollywood najczęściej wybierają Chopina,
  • hasło „Chopin” było częściej wyszukiwane niż hasło „shopping” w wyszukiwarkach Google w dniu ogłoszenia wyników ostatniego Konkursu Chopinowskiego.

NIFC znakomitym organizatorem konkursu

Instytut Chopina (NIFC) jako organizator konkursu powinien otrzymać specjalne wyróżnienie, bowiem zarządzanie projektem (jak byśmy powiedzieli w biznesowym slangu) o globalnym oddziaływaniu korelowało znakomicie z jego najwyższym w dziejach poziomem artystycznym i liczbą zgłoszeń młodych pianistów (ponad 500!). Tu podkreślmy sprawę upublicznienia transmisji, za Wikipedią: „Konkurs był przekazywany i transmitowany przez telewizję, radio oraz internet (aplikacja mobilna na systemy operacyjne iOS i Android (Chopin Competition), aplikacja na stronie konkursu , kanał YouTube. Po raz pierwszy w historii odbyła się transmisja w technologii 4K oraz technologii rzeczywistości wirtualnej (VR).” Dzięki temu konkurs oglądały miliony osób na całym świecie, co pozwoliło również rozsławiać ojczyznę Fryderyka. I o to chodzi.

Inne polskie marki niedoceniane

Geniusz i wielkość Chopina bezsprzecznie pomaga uczynić z tego nazwiska markę o zasięgu globalnym. Ale warto zauważyć, że mamy w Polsce wiele wybitnych postaci z obszaru kultury, które warto byłoby wydobyć z zapomnienia i popracować nad budową kolejnych marek narodowych, choć może nie tej rangi. Nasz faworyt – na początek – to ojciec polskiej opery narodowej Stanisław Moniuszko. Kompozytor wybitny, którego talent porównywany jest z włoskim Gaetano Donizettim. Ze względu na małą przebojowość osobistą (dziś powiedzielibyśmy, że menadżerem wybitnym nie był) silny patriotyczny ładunek emocjonalny dzieł odwołujących się do polskiego folkloru, a później jakże politycznie niewygodne miejsce urodzenia (Ubiel, dzisiejsza Białoruś), w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat prezentowany w ograniczonym zakresie. Na szczęście nie podjęto prób udomowienia Moniuszków jako Białorusinów, co w historii bywało, o czym za chwilę. Swoistą reinkarnację wywołała setna rocznica urodzin kompozytora w 2019 roku uznanego Rokiem Moniuszkowskim, a zwłaszcza majowy galowy koncert wieńczący dziesiątą jubileuszową edycję Konkursu Moniuszkowskiego. Obyło się bez dostojnych gości, których reprezentował bodajże list od ministra.  Byliśmy tamże i było nam zwyczajnie wstyd i żal. Na pocieszenie można przywołać, że zarówno Moniuszko, tak jak i Chopin, doczekali się wykwintnych wódeczek pod swoimi markami, co dla mniej wyrobionych fanów ich talentu stanowić może pierwszy krok na ścieżce edukacji o wybitnych Polakach.

Ta muzyka przetrwa

Wróćmy do innych „chopinianów”. Zastanawiającą jest kwestia praktycznej absencji Niemców w konkursach chopinowskich. W ciekawy sposób próbuje to wyjaśnić Shirley Apthorp, cytując  w przywołanym artykule jednego ze znanych niemieckich pianistów: „To Niemcy zniszczyli pomnik Chopina w Warszawie. To oni chcieli wymazać znaczną część polskiej kultury, w tym Chopina. Wydaje mi się, że to odegrało ogromną rolę w niemieckiej edukacji powojennej. Doszło do przerwania tradycji – wielu pianistów, którzy dobrze grali Chopina, musiało opuścić Niemcy. Nigdy tam nie wrócili, by uczyć nowe pokolenia. Polską i żydowską tradycję wyrugowano z Niemiec z niekorzyścią dla nas”. Dopowiedzmy – 31 maja 1940 roku pomnik Chopina w warszawskich Łazienkach został przez Niemców wysadzony w powietrze, pocięty palnikami, złom wysłano do hut. Z niemiecką starannością odnaleziono i zniszczono kopie pomnika. Perfidia Niemców próbowała sięgnąć dalej – zdając sobie sprawę z beznadziejności swych działań zaczęli w końcu wojny dorabiać przodkom Fryderyka, wywodzącym się z Lotaryngii,  niemieckie pochodzenie. Koniec wojny zniweczył germanizacyjne plany nazistów.

To drugi z bezsilnych ataków na związany z Chopinem materialny przedmiot dziedzictwa jego muzycznej spuścizny. Pierwszym był fortepian, który w 1863 roku rosyjscy żołdacy wyrzucili na bruk z okna pałacu Zamoyskich na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, co natchnęło Norwida do napisania poematu „Fortepian Chopina”. Wykonawcy brutalnych aktów zniszczenia w obydwu przypadkach zrozumieć musieli swą niemoc – czy bowiem zniszczenie instrumentu, czy dewastacja  pomnika mogły zagłuszyć muzykę będącą symbolem uniwersalnego dobra, doskonałej miłości i piękna, pulsującą w sercach tych, którzy choć raz jej wysłuchali?

W 1958 roku udało się z wielkim trudem pomnik odbudować. Na cokole wyryto słowa z Konrada Wallenroda Adama Mickiewicza: „Płomień rozgryzie malowane dzieje, /Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,/ Pieśń ujdzie cało…”.

Tegoroczne święto chopinowskie dzięki uniwersalnej mocy muzyki opartej na pierwiastku miłości, dzięki nowoczesnym formom przekazu, jak żadne wcześniej udowodniło siłę więzi ludzi połączonych na całym świecie umiłowaniem piękna i głębią emocjonalnej wrażliwości. Warto byłoby tę wrażliwość kruchą zachować na co dzień i bronić jej bezcennej wartości.

„W naszych czasach niebiosa roztrzaskiwane są w gigantycznym zmaganiu o bogactwo i władzę. Świat porusza się po omacku w mrokach egoizmu i wulgarności. Za wiedzę płaci się nieczystym sumieniem, a życzliwość podyktowana jest interesem. Wschód i Zachód, niby dwa smoki rzucone w spienione morze zaczynu, daremnie usiłują odzyskać klejnot życia. By odbudować olbrzymie zniszczenia, znów potrzebujemy Nü-wa: czekamy na wielkiego Awatarę. Tymczasem jednak napijmy się herbaty. Popołudniowe światło opromienia bambusy, fontanny szemrzą w urzeczeniu, a w naszym czajniku szumią sosny. Pozwólcie nam pomarzyć o ulotności i zadumać się nad kojącą błahością rzeczy.” To cytat z niezwykłej „Księgi herbaty” autorstwa Japończyka Kakuzö Akakury z 1906 roku. Dodajmy: i posłuchajmy Chopina – za mało Chopina w nas.

Podziel się