Reparacje od Niemiec – ktoś ma wątpliwości? Powakacyjna Akademia Finansów dla Firm odc. IX

Polacy są bardzo mądrym narodem. Patrząc na ekspertyzy prezentowane choćby w mediach społecznościowych to nie ma tematu, do którego nie potrafilibyśmy się odnieść, od wirusów przez inflację do polityki klimatycznej i wojny na Ukrainie. Ostatnio doszedł temat reparacji za II wojnę od Niemiec. I tu my (F4F) uznający się skromnie za odrobinę zorientowanych w finansowaniu biznesu, a mniej reparacji, nie możemy się nadziwić, iluż to rodaków jest w tej sprawie nie tylko za, ale nawet przeciw. A przecież taka postawa jest wbrew polskiemu ego, dla którego wyzwania i sprawy trudne budzą reakcję typu „nareszcie coś się dzieje”. A już z pewnością nie mamy nic wspólnego z Kubusiowym osiołkiem z postawą rezygnacji a priori „na pewno nam się nie uda”, której ulegają niektórzy ograni politycy lansując pogląd, że „sprawa reparacji to temat zamknięty”. Czy nie wypada tu dodać, iż martwienie się o problemy, jakie mogą mieć Niemcy z tytułu reparacji za zbrodnie i grabież popełnione przez wypierane przez nich z europejskiej świadomości historycznej wymarłe plemię nazistów, jest postawą niezgodną z polską racją stanu?

Mamy niecne zupełnie podejrzenie (i nadzieję), że przywołani wcześniej krytyczni wobec sprawy tzw. eksperci wydają swe opinie wskutek braku dogłębnej znajomości rzeczy, bo nie możemy przez chwilę nawet domniemywać, że reprezentują lobby niekoniecznie zgodne z interesami Polski. Przy okazji – jednocześnie dość łatwo zauważyć korelacje między własnością  mediów, w których wypowiadają się lobbyści udający ekspertów, a werdyktem w sprawie. Nic nowego.

Wiedza w narodzie ekspertów, a także wśród innych nacji, na temat hitlerowskiego planu wyeliminowania Polaków i Polski z mapy świata w czasie II wojny jest znikoma. A przecież były to działania zorganizowane w z typową niemiecką precyzją, konsekwencją i zaangażowaniem, zaczynając od eliminacji tego co najcenniejsze, czyli tzw. kapitału ludzkiego, dóbr dziedzictwa narodowego w obszarze kultury i sztuki do zasobów materialnych wszelkiego rodzaju. Tu tylko wybiórczo dla przypomnienia: czy adwersarze raportu pamiętają, że Niemcy wkroczyli do Polski wyposażeni w wydaną w lipcu 1939 r. książkę zawierającą 61 tys. nazwisk listę osób przeznaczonych do ujęcia i likwidacji, tzw. Sonderfahndungsbuch Polen, co wykonano w ramach Intelligenzaktion z przerażającą skutecznością z kilkudziesięciotysięczną nadwyżką? (W równie zorganizowany sposób Niemcy podeszli do rabowania i niszczenia dóbr kultury, w tym dzieł sztuki.) Czy mają świadomość, że z 516 tysięcy dzieł sztuki do Polski wrócił znikomy procent? Czy mają wiedzę, że „od połowy sierpnia do połowy grudnia 1944 wywieziono z samej Warszawy 26319 wagonów wypełnionych wyrobami, surowcami i urządzeniami przemysłowymi; 3240 wagonów z produktami rolnymi, jak również 850 ciężarówek ze zrabowanym mieniem”? 

Sygnalizowane powyżej kwestie w okresie powojennym zostały celowo wyparte ze świadomości społeczeństw a to w imię politycznej poprawności, a to dla wygody rządów i państw, a to wobec nowej narracji o przebiegu II wojny i jej skutków. W Niemczech była to narracja o nazistach, dla Rosjan II wojna zaczynała się w szkołach od napaści Niemców w sierpniu 1941 roku, w Polsce w latach zbratania ze Związkiem Radzieckim niektóre sprawy też były niewygodne. 

A przecież już w tej chwili imponujący rozwój Polski w ciągu minionego trzydziestolecia jest źródłem niepokoju naszych sąsiadów z prawa i z lewa, bo przecież nie o taką Polskę, rozpychającą się łokciami na mapie Europy, im chodzi. Obawiamy się, że nic się nie zmieniło od 1720 roku, gdy Niemcy i Rosja w Poczdamie postanowiły tajnie wspólnie decydować o sprawach Polski. Ciekawostka polega na tym, że ten traktat nie był tylko doraźny – zawarto go za panowania w Rosji cara Piotra I, a w Prusach króla Fryderyka Wilhelma I, ale był odnawiany za panowania kolejnych władców rosyjskich i pruskich. Czy to odnawianie trwa do dziś? Wiele na to wskazuje. 

A tak w ogóle to czy zarówno adwersarze (mniej liczni) jak i entuzjaści sprawy (w większości), nie widzą czy nie chcą widzieć, że to co się dzieje, to element dużo większej gry o utrzymanie i rozbudowanie dotychczasowego układu sił i stref wpływów w Europie – choć bądźmy świadomi, że zakres tej gry wykracza daleko poza Europę – wobec zakusów na przesunięcie środka ciężkości bardziej na europejski wschód? Pozostaje otwartym pytanie, czy w tych politycznych szachach uda nam się wywalczyć podmiotowość należną figurom, czy też pozostaniemy zwasalizowanymi pionkami. 

Z tekstem „Raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945” można zapoznać się tu: https://straty-wojenne.pl/. Ogólna kwota wynagrodzenia za poniesione straty, o jakiej mówi raport, to 1,3 bln euro. 

Naszą intencją jest m.in próba przedstawienia szerszego kontekstu wspomnianego raportu, uważamy bowiem, że jego wydźwięk ma dużo większe znaczenie, niż określona w nim kwota strat. Publikacja i upowszechnienie raportu w chwili, gdy Europa i świat są – ku zaskoczeniu wszystkich – zagrożone kataklizmem wojny w stopniu nieistniejącym od kilkudziesięciu lat, jest wręcz niezbędna. 

Dla współczesnych pokoleń Europejczyków wojna  to pojęcie abstrakcyjne znane wyłącznie z filmów bądź z podręczników historii. W obydwu przypadkach skala manipulacji i tworzenia fikcji nowych prawd pod potrzeby polityki była i jest nieograniczona. Obecnie aktywność tzw. przedstawicieli społeczeństw czyli polityków skupia się na zajęciu uwagi opinii publicznej absurdami polityki klimatycznej, cenami energii uzależnionymi od wiatru i słońca, inflacją rabującą nasz skromny dorobek. Echa toczącej się gdzieś daleko na obrzeżach Europy wojny nie docierają do Europejczyków na tyle głośno, aby obudzić w międzynarodowej opinii publicznej  świadomość zagrożeń, jakie z tego pozornie dalekiego konfliktu wynikają.  

Dla uświadomienia skali zagrożenia wspomnianym przedstawicielom, a także co bardziej świadomym pojedynczym reprezentantom społeczeństwa, dedykujemy niezwykłą książkę, w której wątpiący w zasadność występowania o reparacje znajdą argumenty zmieniające ich poglądy, a popierający ideę utwierdzą się w swych przekonaniach. Żeby było ciekawiej, to autorem jej nie jest Polak, kierujący się jedynie słusznym patriotycznym przesłaniem, ale współczesny Niemiec – Götz Aly

Jego „Państwo Hitlera” wydane przed kilkoma laty to kompendium wiedzy na temat tego, w jaki sposób Niemcy hitlerowskie, ocierające się o bankructwo w 1938 roku, zadbało o to, aby w planowy, zorganizowany, systematyczny sposób uruchomić gigantyczną grabież państw okupowanych, która zapewniła im dobrobyt do końca wojny. I nie tylko, o czym dalej. Właśnie zapewnienie dobrobytu ówczesnym Niemcom było nadrzędnym celem nazistowskiej władzy świadomej skutków utrzymania poparcia mas dla celów politycznych. Wojna była jedynie środkiem do tego celu, a z założenia tę wojnę miała finansować wojna czyli zdobycze podbojów. Pojawia się też teza, że Holocaust – rozwiązanie tzw. kwestii żydowskiej z powodów ideologicznych (czytaj: rasowych) było tylko przesłanką do przejęcia majątku europejskich Żydów, wśród których było wiele osób/rodzin ponadprzeciętnie zamożnych. 

Wracając do wspomnianych na początku „nazistów” – do powszechnej w Niemczech retoryki   zakłamującej rzeczywistość Götz Aly odnosi się tak: „Kiedy piszę o „Niemcach”, używam tzw. zbiorowego uogólnienia. Robię to jednak często, ponieważ przy wszystkich swych brakach, wydaje mi się to o wiele bardziej adekwatne, niż używanie bardzo mocno zawężonego pojęcia „naziści”. Wszak Hitlerowi wielokrotnie udawało się uzyskiwać akceptację swych działań daleko poza szeregami członków partii – wśród zwykłych obywateli Rzeszy Niemieckiej (…) Z procesu aryzacji korzyść odnosili zarówno Niemcy, jak i Austriacy – dotyczy to aż 95 % tych społeczności. Dlatego ten, kto twierdzi, że istnieli wtedy tylko fanatyczni naziści, dopuszcza się wypaczenia historycznej perspektywy”. 

Na domiar złego Aly ośmielił się skwantyfikować skalę dokonanej przez Niemcy polityki: udowadnia, że „w latach 1939–1945 III Rzesza uzyskała równowartość minimum 2 bilionów euro z grabieży krajów okupowanych. Profesor Aly ocenił, że na samych robotach przymusowych Niemcy zarobiły równowartość 130 miliardów euro”. 

Liczby te – cytując Götza Aly przywołują wybitni znawcy problematyki niemieckiej Mariusz Muszyński i Krzysztof Rak w artykule pt. „Komu Niemcy ukradli dobrobyt” („Wprost”, nr 35/2007). Tu obszerne cytaty: „Współczesne Niemcy osiągnęły to, co zakładali stratedzy III Rzeszy, wywołując wojnę. Niemcy nie przegrały II wojny światowej. To wniosek, jaki narzuca się po ekonomiczno-politycznej analizie wydarzeń z lat 1939-1945. Wojna, a następnie kontrolowany przez Berlin proces likwidacji jej skutków, były jedną z dróg, które doprowadziły RFN do klubu mocarstw dzisiejszego świata.” 

„Zasady obowiązku reparacyjnego dla Niemiec ustalono w Jałcie i Poczdamie. Wysokość odszkodowania określono na poziomie… 20 mld USD. Znikomość tej sumy wychodzi na jaw, gdy zacytujemy najnowsze badania niemieckiego historyka prof. Götza Aly’ego. W książce „Państwo Hitlera” udowadnia on, że w latach 1939-1945 Rzesza uzyskała minimum 2 biliony euro z grabieży krajów okupowanych. Doskonałość zbrodni polegała na braku możliwości odzyskania tego łupu. Znaczna jego część sfinansowała działania militarne, a reszta była redystrybuowana do odbiorcy indywidualnego – niemieckiego obywatela – w postaci zwolnień podatkowych, świadczeń socjalnych, podwyżek, wczasów pracowniczych, sztucznie utrzymywanych cen towarów itp.”

Dziś wiemy, że perfidia powyższej bezzwrotności polegała też na tym, że machina niemieckiej systematyczności zadbała o to, aby  właściciele mienia żydowskiego nie mieli możliwości się upomnieć o jego zwrot. A ile prawdy jest w tym, że plan Marshalla był przykrywką dla uruchomienia właśnie stąd pochodzących środków ulokowanych na tajnych kontach w bankach pewnego neutralnego kraju, nie dowiemy się nigdy.

I dalej artykuł: „Ponad 60 lat po zakończeniu wojny Niemcy są znów podmiotem rozdającym karty w światowych grach i gospodarczą potęgą. Powojenny sukces zawdzięczają nie tylko planowi Marshalla czy zimnej wojnie, dzięki której z wroga stały się niezbędnym partnerem Zachodu w konfrontacji z Sowietami. Korzenie „cudu gospodarczego” tkwią bezpośrednio w wojnie, która umożliwiła Niemcom ekonomiczne wyssanie podbitych krajów. Po militarnej klęsce wystarczyło już tylko umiejętnie uciec od obowiązku odszkodowawczego.” „II wojnę światową przegrało niemieckie państwo, ale nie niemiecka gospodarka. Rzesza toczyła bowiem wojnę na koszt podbitych krajów, a jej prawny sukcesor nie rozliczył się z tego rzetelnie do dziś.”

Warto zauważyć, że kwestie dotyczące reparacji dla Polski były uzgadniane przez Niemcy i ZSRR w ten sposób, aby de facto uniemożliwić Polsce kiedykolwiek w przyszłości wystąpienie o ich uzyskanie. Temu służyła m.in. uchwała rządu polskiego o zrzeczeniu się reparacji z 1953 roku, do czego niedawno odniósł się prof. Muszyński.  Nęka nas takie historyczne déjà vu – czyż uzgodnienie w tej sprawie między Niemcami a ZSRR nie nawiązują do trzystuletniej tradycji licznych aktów między tymi państwami, które popełniano nad naszymi głowami i wbrew naszym interesom, zaczynając od choćby od traktatu poczdamskiego z 1720 roku a na pakcie Ribbetrop – Mołotow nie kończąc?

A przy okazji – Niemcy mają dużą praktykę w temacie reparacji wojennych, jako że kilkakrotnie same je otrzymywały od Francji po wojnach 1815 i 1870/71, jak też płaciły (po I wojnie światowej 132 mld marek w złocie, co zresztą doprowadziło do kryzysu finansowego i hiperinflacji). W czasach współczesnych Niemcy poczuły się do zadośćuczynienia wobec dawnej swej afrykańskiej kolonii obecnie w Namibii, która wystąpiła o 30 mld euro, aby otrzymać … 1,1 mld. Nazwano to „gestem uznania niezmierzonego cierpienia ofiar”, żeby przypadkiem nie użyć słowa „reparacje”, bowiem mógłby to być „precedens otwierający drogę do żądań pod adresem Niemiec nie tylko ze strony Polski, ale i Grecji czy Włoch, a także innych krajów poszkodowanych przez Niemcy podczas II wojny światowej.” Dla zainteresowanych

Przywołajmy jeszcze opinie kolejnych – żeby nie było – nie tylko Niemców w kwestii zarówno raportu, jak i reparacji:

  • „Polska i Polacy ucierpieli szczególnie mocno w wyniku okupacji niemieckiej. Wynikające z tego roszczenia z tytułu reparacji nie ulegają przedawnieniu” – podkreśla niemiecki historyk i lekarz dr Karl Heinz Roth, zajmujący się tym tematem od lat 80. XX wieku. Dotychczasowy brak odszkodowań za zbrodnie i zniszczenia dr Roth określa jako „zachowanie obłudne”. Jednocześnie zwraca uwagę, że „Konkluzje raportu, zgodnie z którym Polska w latach 1939 – 1945 straciła 45% PKB, są ze wszech miar słuszne”.
  • Dr Luke Moffett z Queen’s University Belfast, którego głównym obszarem badawczym są reparacje wojenne, stwierdził niedawno: „Reparacje wojenne są właściwym sposobem, by ci którzy spowodowali cierpienia i ci, którzy ich doznali, mogli zakończyć wrogość i pójść dalej”.
  • „Świadomość tego, iż Niemcy zabili co piątego obywatela RP, nie istnieje” stwierdza w wywiadzie niemiecki historyk Jochen Böhler, od 2019 r. kierownik Katedry Historii Europy Wschodniej na Uniwersytecie Friedricha Schillera w Jenie.
  • Stefan Tompson, Brytyjczyk polskiego pochodzenia po opublikowaniu raportu napisał: „Gdy czytam hejterskie komentarze przede wszystkich młodych Niemców, zaczynam rozumieć, jak naród Goethego zrobił to, co zrobił podczas II wojny światowej”. 

Na zakończenie takie déjà vu raz jeszcze. W przywołanej książce Götza Aly jest ilustracja przedstawiająca żołnierzy zwycięskiego Wehrmachtu jadących na urlop do Niemiec, uginających się pod ciężarem zdobycznego dobra. Identyczne można znaleźć aktualnie w sieci, tylko że obładowanymi są żołnierze rosyjscy z ukraińskimi łupami. A propos: ciekawe, czemu do tej pory nie powstał pełny raport na temat grabieży i planowego unicestwiania Polaków w czasie II wojny światowej przez Rosjan. Czy o Katyniach, Ostaszkowach itd. wiedzą też młodzi Rosjanie,  Niemcy i inni Europejczycy? Czy mają świadomość, że z równie niemiecką precyzją specjalne oddziały sowieckie liczące 100 tys. ludzi przez kilka lat ograbiały Polskę w nowych granicach ze wszystkiego, co się dało? Tylko do 2 sierpnia 1945 roku z Ziem Odzyskanych i terenów przedwojennej Polski wywieziono 214 961 wagonów łupów, rozmontowano i wywieziono 1119 fabryk, by na koniec wywieźć 5000 km torów kolejowych. 

Publikacja raportu w chwili, gdy wojna na Ukrainie i jej następstwa zagrażają bezpośrednio bezpieczeństwu i nie tylko Europejczyków jest głęboko uzasadniona. Może pokazanie na przykładzie polskich historycznych doświadczeń, że straty kapitału ludzkiego oraz majątku materialnego przekładają się na ograniczenie możliwości rozwoju dla kilku kolejnych pokoleń? Może sprowokuje to opinię publiczną w krajach nie tylko Europy do działań jej przedstawicieli i jednoznacznego potępienia agresora i zamknięcia złego dżina w klatce, a nie kierowanie się wyłącznie troską o ciepło własnych kaloryferów? Może zużyte słowo „solidarność” poruszy sumieniami europejskich polityków, których niemiecka przedstawicielka zadeklarowała właśnie: „Jeśli będzie to konieczne, Niemcy będą wspierać Ukrainę finansowo i militarnie latami”. Cokolwiek miałoby to znaczyć – dodajemy już od siebie. 

Podziel się