Przedsiębiorcy przodującą siłą narodu

Któż nie zna piosenki „Don’t cry for me Argentina”? I mimo, że ten wielki przebój o globalnym zasięgu od 1976 roku pojawia się w tysiącach wersji i wykonań, można zaryzykować tezę, że wielu słuchaczy nie ma pojęcia o tym, że inspiracją do musicalu „Evita”, z którego pochodzi, jest postać Evy „Evity” Perón-Duarte, drugiej żony Juana Peróna, wieloletniego prezydenta Argentyny. Evita odeszła przedwcześnie w wieku 33 lat (szczepionkę na HPV wprowadzono dopiero w 2006 roku), natomiast Juan Perón miał się dobrze przez trzydzieści (z przerwami) lat rządząc – niestety – Argentyną. Piszemy „niestety”, bowiem jego i jej koncepcja państwa i gospodarki oparta na idei sprawiedliwości społecznej (justycjalizmu), nacjonalizmu (dążenie do budowy „wielkiej Argentyny”) i „trzeciej drogi” pomiędzy kapitalizmem i komunizmem doprowadziła Argentynę do upadku, z którego najbogatszy niegdyś kraj świata (tak, tak!) nie może się podźwignąć obezwładniony wieloletnią trzycyfrową inflacją przekraczającą 211 proc. w 2023 r. Permanentna inflacja oraz brak szans na wyjście ze spirali zadłużenia, której źródłem są pożyczki na warunkach „nie do odrzucenia” dostarczane przez MFW i Bank Światowy, wszechwładne związki zawodowe blokujące plany reform i indoktrynacja peronizmem społeczeństwa to tylko kilka przesłanek, z powodu których Argentyna tkwi w marazmie. I mimo że Perón odszedł 50 lat temu, to peronizm ma się świetnie, a o poziomie tęsknoty za nim świadczy to, że związki zawodowe wnioskowały już dwukrotnie o beatyfikację Evity, jego współautorki.

Te argentyńskie nuty z historią w tle dzwoniły nam w uszach podczas niezwykłego wydarzenia w czasie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos w styczniu.  Spektakularne wystąpienie miał tam świeżo wybrany prezydent Argentyny Javier Milei. Prezydent zaczął ostro: „…Świat zachodni jest w niebezpieczeństwie. Jest w niebezpieczeństwie, ponieważ ci, którzy powinni bronić wartości Zachodu, są włączeni w wizję świata, która nieuchronnie prowadzi do socjalizmu, a tym samym do ubóstwa. Niestety, w ostatnich dziesięcioleciach najważniejsi przywódcy świata zachodniego porzucili ideę wolności na rzecz różnych wersji tego, co nazywamy kolektywizmem.”

W ogromnym skrócie: wystąpienie było pochwałą wolności gospodarczej i kapitalizmu jako systemu, który doprowadził do dobrobytu, jakiego nigdy wcześniej w historii ludzkości nie było: „…do roku 1800 około 95% światowej populacji żyło w skrajnym ubóstwie. Liczba ta spadła do 5% do roku 2020, przed pandemią.” Było też krytyką rozprzestrzeniających się lewicowych doktryn ograniczających wolność gospodarczą pod pretekstem tzw. sprawiedliwości społecznej. „Problem polega jednak na tym, że sprawiedliwość społeczna nie jest sprawiedliwa i nie przyczynia się do powszechnego dobrobytu. Wręcz przeciwnie, jest to idea z natury niesprawiedliwa, ponieważ jest brutalna. Jest niesprawiedliwa, ponieważ państwo jest finansowane z podatków, a podatki są pobierane przymusowo. Czy ktokolwiek z nas może powiedzieć, że dobrowolnie płaci podatki? Oznacza to, że państwo jest finansowane z przymusu, a im wyższe obciążenia podatkowe, tym większy przymus i mniejsza wolność.”

Pasjonujące wystąpienie kończy apel do ludzi biznesu na całym świecie: „Nie dajcie się zastraszyć kastom politycznym ani pasożytom, którzy żyją z państwa! Nie poddawajcie się klasie politycznej, która chce tylko utrzymać się przy władzy i zachować swoje przywileje! Jesteście społecznymi dobroczyńcami! Jesteście bohaterami! Jesteście twórcami najbardziej niezwykłego okresu dobrobytu, jaki kiedykolwiek widzieliśmy!”

Nie da się ukryć, że nazwanie ludzi biznesu bohaterami, wywołało w nas ambiwalentne uczucia: z jednej strony dumy, bo niżej podpisany też się ma za bohaterskiego przedsiębiorcę, z drugiej – żalu, bo nikt w kraju znad Wisły tak przedsiębiorców jeszcze nie nazwał. A obecny w Davos tegoż kraju prezydent był tam zajęty ważniejszymi jak wiadomo sprawami i mógł nie dostrzec echa szkoły austriackiej ekonomii w wystąpieniu argentyńskiego kolegi.  A w ogóle trudno nam znaleźć ślad prezydenckich inicjatyw i aktywności przysparzających wolności i ulg nadwiślańskim przedsiębiorcom, no chyba że ktoś uzna za takowe podpisanie Polskiego (nie)Ładu w 2021 roku, co jednak byłoby tezą kontrowersyjną i przewrotną.

Według przywołanej szkoły austriackiej, jakże odsądzanej od czci i wiary przez współczesnych polityków, którym Milei wytyka zamiłowanie do idei kolektywizmu (m.in. socjalizmu), „zwalczanie bezrobocia i inflacji uzależnione jest nie tylko od ograniczania i stabilizowania tempa podaży pieniądza, ale także od skutecznego hamowania ekspansji i roli związków zawodowych, które są poważnym czynnikiem zwiększającym poziom inflacji i recesji”. Że peronizm wiecznie żywy, dowodzi zorganizowana w ojczyźnie po powrocie prezydenta reformatora z Davos fala strajków i protestów, wywołanych przez… wszechwładne związki zawodowe, które zapowiedziały blokowanie zapowiadanych przez niego reform.

A u nas całkiem na odwrót – po powrocie z Davos prezydent spotkał się z przewodniczącym związku zawodowego. Panowie o przypadkowej zbieżności nazwisk jednym głosem deklarowali w świetle kamer zbieżność poglądów. Przy czym nie obyło się bez związkowych gróźb: „… pokojowo już było. Jeśli Solidarność zostanie zmuszona do wyjścia na ulice, to pokażemy, jak bronimy praw pracowniczych i demokracji”. Pewnie w imię obrony idei sprawiedliwości społecznej w nierentownym przemyśle górniczym działa kilkadziesiąt związków zawodowych, stanowiących grupę trzymającą władzę, wpływy, etatowych działaczy i dorabiających się w prywatnych spółkach kooperujących z kopalniami. Polityków i związkowców łączy to, że jedni i drudzy nie zhańbili się uczciwą pracą. Ten związek skazanych na wzajemną trudną miłość przeobraził się w patologiczny układ blokujący racjonalne i rynkowe reformy konieczne do sanacji górnictwa.  A warto dodać, że „…w latach 1990–2020 dotacje państwa do górnictwa doszły do 135 mld zł”. Pieniądze te nie były inwestowane w modernizację ani transformację górnictwa. Ich jedyną funkcją było utrzymywane niewydajnego sektora na powierzchni i hojne opłacanie członków związków zawodowych.”[1]

Inny przykład wspomnianej sprawiedliwości społecznej: pod pretekstem m.in. walki o poprawienie dzietności polskich rodzin uruchomiono w 2016 r. program 500+. Efekty demograficzne okazały się bardziej niż mizerne, ale dysponowane środki pozwoliły umocnić polityczne sympatie części wyborców. W Czechach, gdzie zapaść demograficzna była ogromna (w 1991 r. 1. miejsce na świecie), „wprowadzono kompleksowy program sensownej polityki rodzinnej, ulg podatkowych, świadczeń, finansowania in vitro. Aż 60 proc. Czeszek korzysta z tej metody, 50 proc. dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich.” Efekty znakomite – druga największa dzietność w Europie w 2022 r. Do niedawna czeskie rozwiązania były w Polsce nie do zaakceptowania z powodów ideologicznych.

Pozostaje mieć nadzieję, że szykowany obecnie program „Aktywny rodzic” wprowadzi liberalne i racjonalne rozwiązania. I oby obeszło się bez opinii związkowców, którzy na sztandarach mają wypisane hasło rodem z PRL-u „Klasa robotnicza przodującą siłom narodu” (pisownia oczywista), hasło jak Lenin wiecznie żywe, choć z gruntu fałszywe i służące komunistycznej indoktrynacji mas w imię związkowych interesów. Dziś na wszystkich sztandarach powinno być to, co jest naszą niezwykłą szansą i nadzieją, powtórzmy w duchu Javiera Milei: „Bohaterscy przedsiębiorcy przodującą siłą narodu”. Tylko czy ktoś się na to odważy?

[1] https://wei.org.pl/2023/grupy-trzymajace-wladze/admin/grupy-trzymajace-wladze-gornicy/

Podziel się