Dziś Blue Monday, trzeci poniedziałek stycznia, najbardziej depresyjny dzień w roku. Wzór na algorytm zjawiska tu: Główne dane do obliczeń to: pogoda, miesięczne wynagrodzenie, dług, niedotrzymanie postanowień noworocznych, czas od Bożego Narodzenia, poziom motywacji oraz poczucie konieczności podjęcia działań. Do tej pory Blue Monday jest uznawany eksperyment paranaukowy i zarazem żart ponury. Finanse dla Firm proponują nienaukową modyfikację danych do algorytmu, co spowoduje, że kryteria/parametry do obliczeń zostaną zaktualizowane, a nastrój tego dnia z pewnością będzie jeszcze gorszy, niż w wersji pierwotnej opracowanej przez Cliffa Arnalla z Cardiff University.
Istotą proponowanej modyfikacji jest zastąpienie pojedynczych kategorii, jak: miesięczne wynagrodzenie, dług, niedotrzymanie postanowień noworocznych, czas od Bożego Narodzenia, poziom motywacji jedną kategorią łączną jaką są przepisy Polskiego (nie)Ładu. Dzięki takiemu rozwiązaniu uzyskujemy wielokrotność przysłowiowych dwóch w jednym.
Przeanalizujmy poszczególne parametry, które dzięki nowej metodologii uzyskają nową jakość. I tak w zakresie pogody to dziś wystarczy wyjrzeć za okno, wichura, deszcz, a przed chwilą burza z piorunami, słonka brak, dzień krótki. Parametr zaliczony.
Dzięki regulacjom deregulacyjnym Polskiego (nie)Ładu kwestie wynagrodzeń mamy zaliczone z nawiązką: poziom niewiedzy obywateli na temat wynagrodzeń i emerytur dziś, jutro a nawet pojutrze jest ogromny, natomiast ci, którzy już dostali mniej, już wiedzą i czują. Przed nami domniemanie graniczące z pewnością, że również ogromna część przedsiębiorców przeczuwa dziś, że straci, a przecież o to w zabawę w Blue Monday chodzi.
Dzięki rozwiązaniom P(n)Ł -u udaje nam się zgrabnie zastąpić w jednym trzy kolejne „stare” kryteria BM, mianowicie 1. dług, 2. niedotrzymanie postanowień noworocznych i 3. czas od Bożego Narodzenia. Ad. 1 – dzięki mniejszym wynagrodzeniom wzrośnie udział długu w budżetach gospodarstw domowych, ad.2 – powzięte postanowienia o odkładaniu od nowego roku jakiejś stówki co miesiąc na czarną godzinę już diabli biorą, bo nie wiadomo z czego dołożyć do rosnących rat kredytu hipotecznego zaciągniętego w chwili radosnej euforii, gdy uwierzyliśmy w ciągły rozwój naszego kraju, przy którym i my mieliśmy ciut zyskać. Pozostaje rzucić palenie, bo po pierwsze – zdrożało, po drugie – już nas nie stać, co warto odnotować jednak na plus (przy okazji pomysł: czy palacze, którzy rzucą, mogą liczyć na mniejszy odpis na składkę zdrowotną?). Ad. 3 – chwilówkę wziętą na zafundowanie rodzinie świąt właśnie trzeba zacząć spłacać, co łącznie drenuje nam kieszenie bardziej niż planowaliśmy.
Ponieważ Polacy to naród odporny, to zaczyna już nie tyle kląć, co śmiać się, choć nieraz przez łzy. My też dla zapewnienia odrobiny lepszego nastroju przywołajmy wieszczów, którzy dawno temu przepowiedzieli zbliżającą się obecnie falę gigantycznej inflacji, której P(n)Ł jest również generatorem poprzez nakierowanie go na wzrost konsumpcji, nie inwestycji. Cytujemy proroctwo, nawet wierszem:
„Dobranoc, dobranoc mężczyzno/ Zbiegany za groszem jak mrówka/ Dobranoc, niech sny Ci się przyśnią/ Porosłe drzewami w złotówkach/ Złotówki jak liście na wietrze/ Czeredą unoszą się całą/ Garściami pakujesz je w kieszeń/ A resztę taczkami w PKO/ Aż prosisz by rząd ulżył Tobie/ I w portfel zapuścił Ci dren/ Dobranoc, dobranoc mój chłopie/ Już czas na sen.”
Powyższy tekst jest niczym innym jak zapowiedzią ogromnej inflacji, jeśli bowiem mowa o użyciu taczek do wożenia pieniędzy, to strach myśleć, ile ma kosztować bułka z masłem. Tu też pojawia się wątek ulżenia nam i zapuszczenia przez rząd drenu do naszych kieszeni. Obecny rząd przypomniał sobie o tym aż nadto, zapominając jednak w ferworze drenowania o tym, że miało to się odbyć na prośbę ludu, a nie wbrew, jak to dzieje się teraz.
Dochodzimy w ten sposób do kryteriów motywacji oraz poczucia konieczności podjęcia działań, które zastępują wdrażane rozwiązania Polskiego (nie)Ładu. Już teraz w rozlicznych wystąpieniach, protestach, apelach lud daje wyraz swojemu stosunkowi do P(n)Ł- u. Autorzy (nie)Ładu chorują na oczy i uszy, bowiem nie widzą i nie słyszą, co stanowi domniemanie o a) następstwach covidowych wcześniej nie rozpoznanych przez medyków lub b) o domniemaniu choroby psychicznej, polegającej na udawaniu, że się nie widzi i nie słyszy, co podobno w skutkach może być zdecydowanie gorsze. A jeszcze gorsze jest to, że konsultanci medyczni zrejterowali, więc nawet nie ma z kim skonsultować zaawansowania rozwoju domniemanej jednostki chorobowej.
Autorzy brną w samo zauroczenie Polskim (nie)Ładem, obwiniając za chwilowe (wg nich) przejściowe drobne niedoróbki wszystkich, tylko nie siebie, a więc niedouczonych księgowych, przemądrzałych doradców podatkowych, pazernych przedsiębiorców, a ostatnio: „przede wszystkim oderwane od rzeczywistości elity finansowe, elity wielkomiejskie, które nie rozumieją potrzeb normalnych ludzi. – Dla oderwanych, odklejonych od życia części elit, po prostu nie istnieją Polacy, którzy zarabiają poniżej 12 czy 13 tys. zł i może nawet nigdy nie istnieli. Liczyło się tylko tzw. górne 10 proc. Liczyli się mieszkańcy wielkomiejskich elit, ludzie bogatsi, bywalcy modnych miejsc, celebryci”. Czy za chwilę doczekamy się wywołania kułaków, wrogów ludu, zgniłych kapitalistów i rewizjonistycznych agresorów? Najbardziej podoba nam się fragment o „odklejonych od życia”, które to określenie w sam raz prosiłoby się użyć, jeśli już zbliżamy się do epoki wczesnego socjalizmu, do złożenia samokrytyki przez autorów.
Wróćmy do najbardziej depresyjnego poniedziałku w roku. Autorzy nie dość, że nie chcą dostrzec oczywistych wad swej koncepcji, to nie chcą zauważyć narastającego niezadowolenia adresatów pozornego dobrodziejstwa Polskiego (nie)Ładu, co jest już podwójnie niebezpieczne. A szczyt tego niezadowolenia wciąż przed nami, bowiem będzie skorelowany ze szczytem inflacji oraz szczytowaniem przedsiębiorców (nie dużych oczywiście) doświadczonych następstwami ekstazy w postaci składki zdrowotnej. Kryterium „motywacja” odbiorców P(n)Ł-u zaliczamy.
Czy chcielibyśmy zaliczyć kryterium „poczucia konieczności podjęcia działań”? Zdecydowanie nie, bowiem polegałoby to na tym, że lud wziąłby sprawy w swoje ręce, czego efekty mogłyby być nieprzewidywalne. Ale takie ryzyko jest. Wygląda na to, że autorzy Polskiego (nie)Ładu uciekając przed odpowiedzialnością wsiedli do pociągu, który nie bacząc na nic i na nikogo próbują rozpędzić mimo wiedzy, że po drodze na torach jest sporo barier i zakrętów. Czyżby liczyli na to, że siłą rozpędu uda im się te przeszkody pokonać, a przy tym utrzymać kierowanie pociągiem? W tej chwili wydaje się, że autorom chodzi bardziej o dowiezienie się, a nie o dowiezienie projektu do końca. Czy znajdzie się zawiadowca, który wrzuci polityczną wajchę i pociąg zmieni tor choćby by-passem czyli drogą racjonalnej modyfikacji Polskiego (nie)Ładu (a najlepiej odroczeniem jego części), co zapobiegnie oczywistej katastrofie?
A wtedy z transparentem „O take Polskę chodzi” i orkiestrą na stacji końcowej na powitanie wyjdzie tłumnie lud pracujący miast i wsi, księgowi, doradcy podatkowi, urzędnicy skarbowi, przedsiębiorcy a nawet „oderwane od rzeczywistości elity finansowe, elity wielkomiejskie, …”. I może następny Blue Monday spędzimy w lepszych nastrojach, niż dzisiaj. O, już słychać: „Jedzie pociąg z daleka/ na nikogo nie czeka…”