Polska Strefa Inwestycji do korekty?

(Nie) Cała Polska strefą. Atrakcyjny program nie dość atrakcyjny? Biznes weryfikuje poziom atrakcji. Czy zmiany w programie specjalnych stref ekonomicznych przyczynią się do wzrostu inwestycji?

Program Polska Strefa Inwestycji bardziej znany w medialnych przekazach jako Cała Polska strefą ma niebawem doczekać się nowelizacji przepisów. Niebawem oznacza kilka tygodni nawet, a rząd już pokazał, że szybko potrafi! Oficjalnie podaje się, że przyczyną potrzeby zmiany jest m.in. konieczność doprecyzowania przepisów (przykład daliśmy na łamach LI, patrz artykuł „Oraz” robi wielką różnicę – ograniczenie możliwości firm w programie Polska Strefa Inwestycji). Co ciekawe informacje o zakresie zmian są rozbieżne: z pierwszych doniesień (patrz Puls Biznesu z 10 kwietnia) wynikałoby, że zakres zmian byłby większy, mógłby dotyczyć obniżki wysokość minimalnych nakładów, które są przez większość stref oceniane jako wysokie. Natomiast wypowiedź z 12 kwietnia minister Emilewicz: ”Mówimy o kosmetycznych poprawkach, ale ważnych w funkcjonowaniu projektu” wskazywałaby na ograniczony zapał do istotnego poziomu zmian. Ale czy za propozycją zmian nie kryje się rozczarowanie słabym zainteresowaniem firm inwestycjami w formule strefy ekonomicznej?

Dołóżmy swoje trzy grosze: ministerstwo prowadzi konsultacje z zarządami specjalnych stref ekonomicznych, coś nie słychać o konsultacjach z przedstawicielami biznesu (i nie mówimy o rzeczniku MSP, który niedawno niefortunnie już się wypowiedział na temat stref). A póki co firmy, zwłaszcza polskie MSP, ławą nie ruszyły po decyzje o wsparcie. Po pierwsze: nie wiedzą dość o programie. Po drugie: nie doceniają atrakcyjności strefowej ulgi podatkowej wobec uroku kasy w formie dotacji. Po trzecie… itd. Czego potrzeba: solidnej kampanii reklamowej w TVP i innych TV (a jak TVP potrafi reklamować przedsiębiorców pokazano promując guru disco-polo, vide dziennik TVP 12.04 godz. 19.50). Potrzeba też obniżenia wymagań ilościowych, bo są one do zaakceptowania w miastach tracących funkcje społeczno-gospodarcze, ale nie w Całej Polsce, jeśli ma ta Polska doczekać się bycia Strefą. A głębiej gdyby sięgnąć, to czy braku ochoty do inwestowania nie należałoby upatrywać w ograniczonym zaufaniu przedsiębiorców do państwa? Przez długie lata prywatny biznes nie był hołubiony przez tzw. władzę, wręcz przeciwnie, przedsiębiorczy Polacy traktowani byli przez system jako potencjalni przestępcy. Skutecznie niszczono etos przedsiębiorcy. Jeśli dziś następuje powoli korzystna zmiana postrzegania biznesu, to na efekty przyjdzie poczekać, bo odzyskanie zaufania do władzy to proces, a nie akt. Mógłby ten proces być przyśpieszony poprzez działania przywracające przedsiębiorcom należną im godność, uznanie i docenienie codziennego trudu w tworzeniu 50 proc. produktu krajowego brutto i 70 proc. miejsc pracy w sektorze przedsiębiorstw. Póki co nie widać, nie słychać, więc pozostałość hasła „Klasa robotnicza przodowniczą siłą narodu” wciąż ma się dobrze, a nawet lepiej, wzmocniona związkami zawodowymi, którym nie śniło się kiedyś o obecnej potędze. Więc przedsiębiorca wobec permanentnych wyborów do europarlamentu/samorządu/sejmu nie jest w cenie, a władza wobec biznesu jest za, a nawet przeciw.

Przy okazji – badania wykazują, że obywatele budują zaufanie do władzy poprzez jakość jej działania w dwóch obszarach – służbie zdrowia i edukacji. A tu niestety „koń jaki jest, każdy widzi” (ks. Benedykt Chmielowski).

Podziel się