Widoczna na zdjęciu przedstawicielka tzw. ławek patriotycznych, autorstwa kancelarii byłego już premiera, wraz z innymi w liczbie kilkudziesięciu zniknęła z przestrzeni publicznej, a wspomnienie po nich pozostanie w archiwach memów. Nie będziemy się wyżywać w związku z tym na tej jakże patriotycznej inicjatywie.
Intencją naszą jest próba odpowiedzi na pytanie, jak dziś jest rozumiany patriotyzm i czy są podejmowane propatriotyczne działania, a jeśli tak, to jakie, oraz czy są one właściwą odpowiedzią na wyzwania współczesności w szerokim rozumieniu tego słowa. Temat jest wyzwaniem dla piszącego, ponieważ każdy Polak uważa się za patriotę, z czego wynika, że rozumień słowa patriotyzm jest co najmniej tyle co rodaków, bo przecież ten naród to zbiór indywidualności, co jest o tyle śmieszne, że w każdym drzemie jakaś resztka poszlacheckiego liberum veto, podczas gdy 80 procent współczesnych Polaków ma chłopskie pochodzenie. Trudny temat, nawet dla Finansów dla Firm, żywo zainteresowanych wobec wpływu tegoż na patriotyczne byty polskich firm.
Słowo „patriotyzm” ma bardzo bogatą literaturę, na analizie zjawiska powstało pewnie kilkaset habilitacji i napisano tysiące ksiąg. Dla porządku przywołajmy za Wikipedią neutralną definicję: „Patriotyzm (łac. patria – ojczyzna, gr. patriotes) – postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęci ponoszenia za nią ofiar i gotowości do jej obrony. Charakteryzuje się przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste, gotowością do pracy dla jej dobra i w razie potrzeby, poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub nawet życia. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Oparty jest na poczuciu więzi społecznej, wspólnoty kulturowej oraz solidarności z własnym narodem i społecznością.” Dodajmy, że nie należy mylić źródłosłowu „patria” z „partia”, epokę miłości do jednej i jedynej partii jako substytutu słowa ojczyzna mamy już za sobą, choć z pewnością są tacy, którzy za takim partyjnym bezgranicznym uwielbieniem tęsknią.
Systematycy wyróżniają co najmniej kilka typów patriotyzmu, a to: narodowy, lokalny, regionalny, gospodarczy… Ciekawą koncepcję patriotyzmu pejzażu zaproponował przed laty Józef Mackiewicz: „Mówił mnie jeden mądry człowieczek, jak byłem jeszcze w konserwatorium: są trzy rodzaje patriotyzmu. Patriotyzm narodowy, patriotyzm doktryny i patriotyzm pejzażu. Narodowy interesuje się tylko ludźmi zamieszkującymi dany pejzaż, ale nie pejzażem. Doktrynalny ani ludźmi, ani pejzażem, tylko zaszczepieniem doktryny. Dopiero patriotyzm pejzażu, mówił ten człowieczek, obejmuje całość, bo i powietrze, i lasy, i pola, i błota, i człowieka jako część składową pejzażu.”
Wydaje się, że dominującą w Polsce stosowaną odmianą zjawiska jest patriotyzm historyczno-martyrologiczny. Jesteśmy zapatrzeni w przeszłość, a kultywowanie przede wszystkim wielkich klęsk i nieszczęść narodowych, rzadziej zwycięstw, to nasza narodowa specjalizacja. To prawda, że my Polacy jesteśmy na tle Europy wyjątkowo doświadczeni przez wojny, okupantów, zaborców itp., więc okazji do uczczenia jest mnóstwo. Ale też z zadziwiającą mocą powstawaliśmy z prochów zgliszcz i odradzaliśmy się po wielokroć jako naród w patriotycznym pejzażu. Skala tych odrodzeń dzięki żywotności i odporności Polaków jest niezwykła, może budzić i budzi zdumienie i podziw współczesnych.
Można powiedzieć, upraszczając, że od odzyskania niepodległości mieliśmy trzykrotne polskie cudy. Pierwszy to obrona dopiero co odzyskanej po I wojnie światowej niepodległości (Bitwa Warszawska), zszycie rozdartego zaborami organizmu państwowego, przetrwanie kryzysu i początki budowy nowoczesnej gospodarki, przerwane II WŚ. Drugi to lata powojennej odbudowy kraju, w którym to okresie wskaźniki demografii, mieszkalnictwa, uprzemysłowienia, inwestycji itd. itp. są ciągle nie do pobicia, a są jakże zaciekle deprecjonowane przez wszystkich (poza Lewicą :)) po 1989 roku. Trzeci to okres ostatnich 30 lat, gdy byliśmy liderem Europy we wzroście PKB, choć tu chętnie mówimy trzy rzeczy: primo – patrzmy na bazę tego wzrostu, secundo – wzrostem PKB chleba nie posmarujesz, tertio – ten wzrost zapewnili ciężką pracą polscy przedsiębiorcy, nikt inny. I poza dyskusją – bez osiągnięć PRL-u nie byłoby cudu obecnej RP.
Czy zapatrzenie w przeszłość, zarówno w kontekście patriotyzmu narodowego, jak i historycznych osiągnięć gospodarczych jest odpowiedzią na aktualne potrzeby Ojczyzny? Wiosną 2024 roku władza poprzez Muzeum Historii Polski uruchomiła programu „Patriotyzm jutra”, „służący odkrywaniu, dokumentowaniu i upowszechnianiu wiedzy o historii Polski”. W ramach tego „jutra” wskazano takie cele, jak „budowanie wiedzy na temat historii Polski i Polaków”, „kultywowanie pamięci…”, „podtrzymywanie tradycji…”, „przypominanie republikańskiej przeszłości i tradycji niepodległościowych…”, „upamiętnianie ważnych momentów historii …”.
Upłynęło kilka miesięcy, gdy nowa władza (a raczej jej część będąca jej języczkiem u wagi) wystąpiła z inicjatywą ustawy o wychowaniu patriotycznym. „Program ma zakładać m.in. odwiedzanie miejsc ważnych dla polskiej historii, także regionalnych”; „Posłowie chcą też utworzenia kanonu wizyt w miejscach kluczowych dla kultury polskiej i dziedzictwa historycznego, które będą realizowane przez uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych. I dalej „Założeniem jest, aby były to miejsca, które mogą być powodem do dumy narodowej, a dla najmłodszych także do lokalnego patriotyzmu oraz przywiązania do swojej okolicy. Zarówno mogą to być placówki kultury, zabytki, jak i miejsca mające szczególne walory przyrodnicze czy krajobrazowe…” Czyżby odżywał wątek patriotyzmu pejzażu, a może komuś pomyliło się dobro patrii z dobrem partii i jej akolitów?
Jest też wątek zmodyfikowania preambuły do ustawy – Prawo oświatowe, poprzez rozwinięcie fragmentu dotyczącego postaw patriotycznych, według którego: „kształcenie i wychowanie służy rozwijaniu u młodzieży postaw patriotycznych, poczucia odpowiedzialności, miłości i poświęcenia dla Ojczyzny, gotowości do jej obrony…” No to będzie co robić, aby te postawy zmienić, bo póki co „tylko 16 proc. Polaków w razie ataku Rosji wstąpiłoby do wojska, by bronić ojczyzny. Co trzeci zdecydowałby się na ucieczkę ze swojego domu do bezpiecznego miejsca lub za granicę.” (za Rzepa).
Rządom dużo łatwiej jest – w ramach zapatrzonego w przeszłość patriotyzmu historyczno-martyrologicznego – zorganizować akademię ku czci, położyć kwiatki pod tablicą, przypiąć order, wydać kolejną książkę o żołnierzach prze/wyklętych, czy toczyć patriotyczną dyskusję o tym, czy należy zmienić na flagach narodową czerwień na amarant, niż podjąć trud wdrożenia jakże potrzebnych działań w zakresie patriotyzmu gospodarczego. A od takich działań zależy z takim trudem i ofiarami odzyskana w przeszłości przyszłość naszego kraju, i szanse na lepsze jutro przyszłych pokoleń. Pokoleń, które będą musiały walczyć o istnienie Polski na mapie jako miejsca bezpiecznego i dostatniego, w którym chce się żyć, być, istnieć. I nie walczyć zbrojnie, do czego szykują nas współcześni decydenci, ale walczyć poprzez pracę i przedsiębiorczość. Wbrew pozorom to trudniejsze. Polska powinna być najpierw silną gospodarką, by na tej bazie budować siłę zbrojną. Póki co podejście do tego wydaje się całkiem odwrotne.
Były już – nie bójmy się słowa – prymitywne próby akcji pod szyldem patriotyzmu gospodarczego. Lansowano na przykład kupowanie wszystkiego, co polskie, łącznie z nadużywaniem barw narodowych do oznaczania polskich produktów. To był tak naprawdę efekt propagandowy, takie patriotyczne malowanie trawy. Teraz potrzebny jest program patriotyzmu poprzez działanie oparte na nie tzw. wartościach i tradycji, lecz działanie wręcz rewolucyjne, budujące fundamenty pod konkretny program patriotyzmu gospodarczego, którego brak bardziej niż czołgów i armat.
Silną Polskę zbuduje się tylko rękami silnych polskich przedsiębiorców, z naciskiem na „polskich”. Jak budują naszą siłę firmy zagraniczne, widać szczególnie dobrze poprzez informacje o skali niepłaconych podatków, zwolnień grupowych i zamykanych zakładach.
Co według nas powinno znaleźć się w programie gospodarczego patriotyzmu 2025? Wśród kluczowych spraw na pierwsze miejsce wybija się konieczność zapewnienia firmom bezpieczeństwa działania poprzez wprowadzenie nowego, prostego, przejrzystego i przyjaznego systemu podatkowego. Dzisiejszy jest na miarę języka polskiego, zaliczanego do najtrudniejszych na świecie. Kolejna sprawa to odbudowanie zaufania do państwa i sanacja jego instytucji. Dalej: wskazanie branż kluczowych i realne inwestowanie w nie, jak np. inwestowanie w polski przemysł zbrojeniowy, zamiast zadłużania się, by kupić militaria z zagranicy. Po kolejne to wyrwanie mieszkalnictwa z łap lobby bankowo-deweloperskiego, a i partyjniackiego, jak się okazuje. I jeszcze – w ramach walki o tani prąd – wsparcie dla biogazowni zamiast dopłat z KPO do aut elektrycznych (czy my produkujemy auta elektryczne, czy o czymś nie wiemy?) itd. itp., lista jest długa.
Wydaje się, że reprezentanci polskiej sceny politycznej pochłonięci – ku radości naszych wrogów i przyjaciół – wojną polsko-polską i tracący na nią mnóstwo źle pożytkowanej energii nie słyszą dzwonów bijących na trwogę. W ferworze codziennych sporów i połajanek nie dostrzegają konieczności wzmocnienia państwa nie przez budowę kolejnej granicznej zapory, czy kolejnej wersji armaty, a przez wzmocnienie realnych twórców polskiego cudu gospodarczego – polskich przedsiębiorców. Bo przecież polska gospodarka będzie silna tylko ich siłą. No ale jak marzyć o rewolucji i nowej jakości, jeśli menedżera ogarniającego całość projektu pt. „Polska gospodarka” brak, a poszczególne ministerstwa obsadzone przez partyjnych nominatów realizują swoje partykularne zadania z naciskiem na „swoje” (no dobrze, niektóre ministerstwa).
Przekleństwo permanentnego okresu przedwyborczego w Polsce ogranicza odwagę inicjatyw budujących zręby pod realny, a nie pijarowy patriotyzm gospodarczy. Liczenie na to, że polscy przedsiębiorcy znowu zacisną zęby i w imię ratowania ojczyzny oddadzą dla niej srebra rodowe, jest nadużyciem. Przewagi, które były przesłankami trzeciego polskiego cudu, czyli wzrostu PKB przez 30 lat, to jest niezła demografia, chłonny rynek, rozwój infrastruktury, ogromny potencjał (zapał, polot, pracowitość) polskich przedsiębiorców, właśnie się wyczerpują. Jeśli w krótkim czasie nie dotrze to do decydentów z Marszałkowskiej i Wiejskiej, to będziemy mogli patriotyczne pejzaże wieszać w ramkach na ścianach, zamiast rękami przedsiębiorców przysparzać Ojczyźnie siły i sławy, zajmując należne miejsce na mapie Europy.
