Odrobina kryzysu nie zaszkodzi czyli ahoj załogo, idzie sztorm.

Co cię nie pokona, to cię wzmocni – to stare powiedzenie kapitalnie sprawdza się w biznesie. Ostatnie kilkanaście lat nieprzerwanego wzrostu polskiej gospodarki i odporność na sztorm globalnego kryzysu lat 2007-2009 wprawiły bodajże czy nie większość przedsiębiorców w kraju nad Wisłą w przekonanie, że ten błogostan będzie trwać zawsze. Zrealizowane kiedyś inwestycje wciąż przynosiły zyski, z zatrudnieniem pracowników nie było większych problemów, system podatkowy mimo skomplikowania przepisów i biurokracji był jakże stały w swych dążeniach do poborów. Nic tylko przedsiębiorcą być. Zresztą statystyki to potwierdzały, bowiem firm z roku na rok przybywało. Dobrostan spowodował, że u wielu przedsiębiorców zaczął zanikać instynkt samozachowawczy.

Gdyby opisywaną sytuację odnieść do naszego ulubionego żeglarstwa, to firmy uwierzyły na podstawie kilkunastoletniej obserwacji, że morze będzie zawsze spokojne, więc zamiast w rejsy wypływać dobrze wyposażonym jachtem, to po tymże morzu zaczęły pływać kajakiem. I tu przypomnienie dowcipu o podróżnym, który resztkami sił spragniony wędruje przez pustynię, nagle spostrzega studnię, podrywa się do biegu wołając „woda, woda!”, na co ze studni wyskakuje facet krzycząc „gdzie, gdzie?”.

Na pojawiające się od kilku miesięcy sygnały o możliwym sztormie w gospodarce przedsiębiorcy pytali „gdzie?”. Jednak w niektórych firmach ten bezmiar spokoju zaczął wywoływać niepokój i rodzić czujność. Tym bardziej, że powracające ze świata wilki morskie opowiadały przy butelce ginu o kłopotach biznesowych w zamorskich krainach, a kupcy wracający z całkiem nieodległych podróży roztaczali ponure wizje tego, co zobaczyli tuż za rzeką jedną czy drugą. Co bardziej doświadczeni biznesowi żeglarze zrozumieli, że to koniec rejsu w łagodnych pasatach, a wody, które zaczynają otaczać ich biznesowe statki, nie są już tak bezpieczne i spokojne. Do tego Wielki Latarnik zapalił światło ostrzegawcze i wydał żeglarzom ostrzeżenie o możliwym pogorszeniu pogody: „…chcemy odeprzeć także niebezpieczeństwa, które mogą się pojawić, np. związane z możliwym poważniejszym spowolnieniem gospodarczym…”.

Na wielu statkach na takie dictum wydano rozkaz przygotowania się do sztormu: przegląda się stan załogi, sprawdza zapasy, kontroluje maszyny, dopełnia zbiorniki paliwa, naprawia się żagle… Wielu kapitanów decyduje się na szybką modernizację swych jednostek pływających. Wielu też przesiada się na solidniejsze i nowocześniejsze łajby, zwiększa flotę, aby na czas, na miejsce, na pewno dopłynąć do portu i zarobić na przewożonym ładunku. Tym bardziej że cała flotylla żeglująca dotąd na kajakach stanie się flotyllą zombie i będzie musiała w salwować się ucieczką, co będzie okazją do przejęcia ich ładunków i kontaktów handlowych w portach, do których dopłyną tylko mocniejsze statki. W ten oto sposób odrobina silniejszego wiatru i fal, nieco sztormu, mogą przyczynić się do wzmocnienia naszej biznesowej flotylli statków średnich zwłaszcza. One najszybciej i najsprawniej mogą przystosować się do nowej sytuacji i wykorzystać sztorm dla okrzepnięcia i odkrycia nowych portów i szlaków handlowych.

A sztorm kiedyś przecież minie i …to dopiero będzie widok – groźne fale się uspokajają się i wychodzi słońce, a zza mgieł wynurza się wielka armada mocnych statków pod biało-czerwoną banderą. A wszystko za sprawą odrobiny kryzysu i mądrego przygotowania się nie tylko do jego przetrwania, ale zarobienia na nim. Ech, nie zaznał życia, kto nie służył w marynarce, a raczej w Finansach dla Firm, które korzystając ze swych żeglarskich doświadczeń pilotują statki w rejsach do bezpiecznych przystani. Ahoj załogo!

Podziel się