O zaklinaniu Ładu czyli jak regulacje szkodzą przyrodzie i gospodarce

  • Przyroda i gospodarka protestują przeciw przeregulowaniom
  • Wzrostem PKB chleba się nie posmaruje
  • Polski Ład projektem budowy wbrew sztuce budowlanej

Przyroda mówi: Dość!

Powodzie, które dotkliwie dotknęły zachodnie landy Niemiec, pokazują z całą mocą, jak lekceważenie sił natury i przekonanie, że można je okiełznać siłą niemieckiej technologii zawodzi. Pycha człowieka została ukarana po raz kolejny, a pomysł na uregulowanie rzek i wciśnięcie ich (tu: dokładnie rzek dorzecza Renu) do betonowych kanałów był pomysłem wbrew naturze. Na nic zdało się zaklinanie deszczu, by nie padał – widać w Turcji i Katalonii zaklinali mocniej w intencji padania (pożary). Karą za tę niemiecką pychę są gigantyczne straty sięgające miliardów euro. A to początek kosztów, bowiem dla dopełnienia rachunku zysków i strat należałoby oszacować wartość inwestycji przywracających dorzecze Renu naturze w celu zapobieżenia kolejnym kataklizmom, które powtórzą się tam niebawem, jeśli wiara w technologiczną sprawczość  człowieka zwycięży. Ale najpierw otaczającą nas przyrodę należy poznać i zrozumieć, a dopiero potem podejmować działania, które mogą tejże przyrodzie i nam przy okazji pomóc, a nie zaszkodzić.  Niestety głosy prawdziwych ekspertów giną w masie wszechwiedzy polityków skupionych na doraźnych celach, jak choćby na lobbowaniu w sprawie uruchomienia nowej kopalni odkrywkowej węgla brunatnego w Złoczewie (dajmy już Niemcom spokój), choć ta nowa odkrywka spowodowałaby niepowetowane straty środowiskowe.

Naturą rządzą spekulanci

Takich przypadków lekceważenia natury oczywiście jest mnóstwo na całym globie. Również wiele działań człowieka podejmowanych pod szczytnym hasłem walki z globalnym ociepleniem lekceważy i omija prawa natury. Sztandary walki z globalnym ociepleniem wysoko dzierżą za to instytucje spekulujące na obrocie certyfikatami CO2 – wirtualnymi instrumentami wymyślonymi do osiągania zysków, a nie do realnej walki z globalnym ociepleniem. Bliskim przykładem są pomysły typu europejski pakiet Fit for 55, który ma duże szanse obciążyć zwykłych obywateli a i przedsiębiorców poprzez znaczny wzrost cen energii itd.  Niestety rozmiar hipokryzji, obłudy i manipulacji informacją jest w tych kwestiach ogromny, a my mamy tylko pytanie: czy np. w rachunku biznesowym budowy farm wiatrowych na lądach i morzach jest uwzględniony koszt ich utylizacji i doprowadzenia do pierwotnego stanu środowiska naturalnego, czyli utylizacji wiatraków oraz usunięcia betonowych fundamentów, gdy niebawem świat przerzuci się na inne źródła energii i cała bajka o opłacalności OZE trafi do lamusa? A przerzuci, bo choćby i ku zaskoczeniu Zachodu Rosja rozwija za 7 mld dol. technologię „bezodpadowego atomu”. Póki co Polsce nowe bratnie kraje proponują przestarzałe technologie atomowe rodem z XX wieku i wcale nie ma pewności, co wybierzemy w imię politycznej poprawności.

Nadmiar regulacji szkodzi

Wróćmy do niemieckich powodzi, a w zasadzie do paraleli, na którą możemy sobie pozwolić w związku z tym. Podobnie jak rządy nie licząc się ze stanem środowiska naturalnego i pod pretekstem walki z globalnym ociepleniem wdrażają regulacje, na których zarabiają spekulanci i lobbyści, tak i przeregulowana poprzez działania człowieka jest gospodarka. I znowu mamy podobną sytuację, co z regulacją rzek. Decyzje w tej kruchej materii ignorując podstawowe prawa ekonomii podejmują politycy, którzy o gospodarce nie mają pojęcia, a których działania koncentrują się na utrzymaniu władzy, nie na wzroście dobrobytu obywateli.

Wzrostem PKB chleba się nie posmaruje

Przy okazji – przestańmy wreszcie mamić oczy ludu wzrostem polskiego PKB, który – fakt – od 30 lat jest liderem w rankingu europejskim, także za sprawą bazy na poziomie „mniej niż zero”. Wskaźnik ten dawno powinien odejść do lamusa, bo wzrostem PKB chleba się nie posmaruje. Nas powinien interesować poziom dobrobytu, określony m.in. przez dochody (per capita) oraz zdrowie, edukację i wspomniane środowisko. A to już jest inna bajka, bowiem wg metodologii OECD „Better Life Index” w rankingu tejże organizacji mamy zaszczytne… 27 miejsce na 36 analizowanych państw. Jak widać wzrost PKB ma tyle wspólnego z przywołanym wskaźnikiem dobrobytu BLI co np. pierwsze miejsce Polski w Europie w produkcji baterii do e-aut z polskością udziałów w fabryce w Kobierzycach.  Ale jak to dobrze brzmi, gdy powiemy, że kolejna „polska” branża motoryzacyjna należy do wiodących w kraju, podczas gdy naprawdę polska produkcja Izery jest na etapie poczęcia, a może raczej dopiero gry wstępnej.

Ad rem – praźródłem wzrostu dobrobytu jest wolna gospodarka rynkowa, a nie przeregulowane quasi kapitalistyczne państwo z socjalistyczną duszą. Okres stosunkowo mało uregulowany we współczesnej polskiej gospodarce – czytaj: dużej wolności gospodarczej za sprawą ustawy Wilczka – mamy dawno za sobą. Pisaliśmy o tym na blogu tak: „Eksplozja prywatnej przedsiębiorczości w Polsce datuje się na początek lat 90 -tych XX wieku. Jest fenomenem, że od tego czasu, bez kapitału gromadzonego przez wiele pokoleń, bez doświadczeń kupieckich przekazywanych z ojca na syna, przy niedostatkach wszystkiego, powstało i działa ponad 2 miliony firm. Nie do przecenienia jest rola tych mikro, małych i średnich przedsiębiorstw w polskiej gospodarce – odpowiadają za wytworzenie 50 proc. produktu krajowego brutto, tworzą 70 proc. miejsc pracy w sektorze przedsiębiorstw.”

Niezwykle ciekawą refleksję na temat tego okresu polskiej gospodarki zawarł prof. Witold Kieżun w pracy „Patologia transformacji”, którą powinien przeczytać każdy, kto szuka wiedzy nie w mainstreamowych newsach i kto chce zrozumieć różne oblicza polskiej gospodarki.

 Nieład w Polskim Ładzie

Od tego czasu jest tylko gorzej, bowiem ilość regulacji określających uwarunkowania działalności gospodarczej przybywa w tempie lawinowym, a klasycznym przykładem tego są regulacje podatkowe. O jakości (fatalnej) stanowionych przepisów podatkowych i ich negatywnym wpływie na gospodarkę i firmy napisano tomy, co oczywiście pozostaje bez odzewu ze strony ich autorów, którzy nowe przepisy tworzą wyrabiając chyba normę na wagę lub zarabiając od wierszówki. Przykład z ostatnich dni to opublikowany przez rząd podatkowy projekt Polskiego Ładu: 225 stron przepisów, 229 stron uzasadnienia.

Kiedy pojawiły się pierwsze anonse nt. Nowego Ładu potem bardziej patriotycznie nazwanego Polskim Ładem mieliśmy nadzieję, że rząd kierując się nazwą „ład”, co oznacza „porządek”, wykorzysta okazję do resetu systemu podatkowego, by go uprościć, ujednolicić, uczynić zrozumiałym nie tylko dla urzędników fiskusa, ale przede wszystkim dla najważniejszych użytkowników czyli firm. One bowiem są najbardziej dotknięte zawiłością, niejednoznacznością (tu wpisz czytelniku dowolne pejoratywne określenia, wszystkie będą pasować) przepisów podatkowych.

Niestety rząd tę szansę na pozytywne regulacje totalnie zaprzepaścił, ale czego się spodziewać po autorach, którzy w „innowacyjny” sposób łączą podatki ze składkami, gdy – jak oceniają znawcy tematu – „łączenie podatków i składek w jedno jest błędem merytorycznym.” Planowana do wejścia w życie z początkiem 2022 roku tak ogromna zmiana podatkowo – składkowa w państwie praworządnym i traktującym z szacunkiem obywateli podatników powinna być wprowadzana z rocznym wyprzedzeniem. Tu omnipotentny rząd dał dwa tygodnie na konsultacje projektu, który choćby przeczytać ze zrozumieniem trudno, co potwierdzają wypowiedzi wybitnych profesorów ekonomistów oraz doradców podatkowych, a co dopiero pojąć i wdrożyć u siebie w firmie.

Kuriozalnym jest też uznanie przez autorów tzw. Ładu, że regulacja gospodarki poprzez drakońskie (najwyższe w historii) podwyższenie danin (podatków i składek) dla znacznej części przedsiębiorców-podatników zachęci ich do inwestycji, wzrostu zatrudnienia, wynagrodzeń i rozwoju biznesów, zwłaszcza gdy do bram puka IV fala koronawirusa w parze z niespotykanym poziomem inflacji. No ale jeśli autorzy zaklinają poprzez mix ignorancji z arogancją główne kanony ekonomii, a wszystko na to wskazuje, uznając, że wzrost gospodarczy (i dobrobytu) odbędzie się dzięki wzrostowi konsumpcji i dokręcaniu śruby przedsiębiorcom, a nie dzięki zachęceniu firm do inwestycji i eksportu, i że przyczyną wzrostu inflacji jest niespodziewany wzrost cen, a nie wydrukowanie pustego pieniądza, to nie mamy z kim rozmawiać „na argumenty”. (Niespodziewany to może być koniec lata, ale czy ktoś z autorów Ładu wie, o co chodzi?).

No chyba że przywołać pełne samozadowolenia ochy i achy naszego ulubionego Ministerstwa Finansów, któremu wzrost inflacji pasuje, bo zwiększa nominalne dochody i nominalny PKB.  Tylko że za to zapłacą podatnicy, ale kto by się tym w MF przejmował? I przywołajmy ponownie: wzrostem PKB chleba się nie posmaruje.

Niebawem będą się autorzy tzw. Ładu dziwić, bo wiele na to wskazuje, że taki dobry Ład a nie wypalił. Już mają w tym pewną praktykę, bowiem zjawisko déjà vu zapewnia wspomnienie Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, której efektywność jest wstydliwie ukrywana podobnie tak jak wspomniane 27 miejsce w rankingu „Better Life Index”. Czy gospodarka w osobach przedsiębiorców powie „Dość!” w odpowiedzi na te niespodziewane (nie)regulacje podatkowe tzw. Ładu zaprzeczające odwiecznym prawom ekonomii? Czy jednak zaklinanie tych praw poprzez regulacje dające prymat polityce nad rozumem (nie daj boże) zwycięży? Tego niestety nie wiemy, tak jak nie wiemy, dlaczego nie padało nad Katalonią i Turcją, co przecież byłoby z większym pożytkiem dla wszystkich.

Rząd wyposażony w projekt tzw. Ładu zamierza budować nasz polski dom układając cegły bez zaprawy, co w przypadku pierwszej wichury czy powodzi doprowadzi do katastrofy. Czy projektanci są świadomi odpowiedzialności za błędy w sztuce budowlanej? No chyba że przyświeca im hasło „po nas choćby potop”.

PS: Z ostatniej chwili: ale nie wszystko stracone – do zaklinania a raczej odczyniania uroków nad Polskim Ładem przystąpił Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców (zobacz tutaj:). Niebawem okaże się, czy biznes odpowie na próby rządowych regulacji w mocą równą siłom natury.

Podziel się