O inflacji, KPO i socjalizmie

Z centrum dowodzenia padł następujący przekaz do mas pracujących miast i wsi: „Inflacja nie jest problemem ekonomicznym, tylko problemem społecznym, ponieważ dotyka zwykłych ludzi”. Objawione nowe rozumienie inflacji jest w sprzeczności z tym, co nam się wydawało po naukach wyniesionych ze szkół, a nawet studiów, że „Inflacja to zjawisko ekonomiczne polegające na wzroście ogólnego poziomu cen towarów i usług (…)”, ale cóż pewnie chodziliśmy do innych szkół. No i akurat reprezentujemy starą szkołę ekonomii, która nijak się ma do współczesnej.

Będąc jednak otwartymi na nowości z należytą uwagą należną autorowi kolejnego cytatu (premier) przyłożyliśmy się do próby zrozumienia następującego inflacyjnego przesłania: „Nie wierzmy jednak w proste recepty na uzdrowienie finansów Polaków zgłaszane przez fałszywych proroków i złych doradców. Dzisiejsza inflacja to nie efekt takiej lub innej polityki, ale tego, że przez wiele ostatnich miesięcy Putin przygotowywał się do wojny.” To śmiałe i innowacyjne podejście do rozumienia inflacji jako wyłącznie zewnętrznej siły wyższej i to jeszcze w putinowskim wydaniu zdemolowało wręcz naszą ekonomiczną wiedzę – wydawało się nam bowiem, że przyczynami inflacji są: wzrost cen energii, nadmierne drukowanie pieniądza oraz spekulacja.

Ale nie my jedni mamy z tym problemy. O innym polskim przywódcy pisano: „Jednego się nauczył, drugiego się nie nauczył. Nauczył się pojęcia inflacji, jednocześnie nie rozumiejąc dobrze problemu inflacji, tzn. zdawał sobie sprawę tylko z potrzeby ściskania kiesy z pieniędzmi, a nie z tego, że niektóre działania, w jego rozumieniu antyinflacyjne, były w rzeczywistości inflacyjnymi.”  To opinia o… Władysławie Gomułce , który jest już postacią historyczną, podczas gdy współcześni przywódcy  dopiero pracują na zapisanie się w naszej historii. I nie ma w tym żadnej analogii. No chyba że…  Niektórzy ekonomiści (nie mylić z fałszywymi prorokamizłymi doradcami) lansują pogląd o niezrozumiałym podkręcaniu inflacji poprzez kolejne tarcze, czyli mówiąc skrótem dosypywaniu pieniędzy na rynek. Najbardziej nośna medialnie jest oczywiście tarcza antyputinowska, jakże celnie skierowana w domniemanego sprawcę polskich problemów z inflacją. A tak przy okazji – o sile rosyjskiego lobby nad Wisłą nie sposób wątpić, no ale żeby aż tak…?

Jednak trzeba zaznaczyć, że widać postęp w rozumieniu inflacjogenności wzrostu wynagrodzeń, tym bardziej tych proponowanych przez tzw. opozycję, do czego tak odniósł się premier: „Ci, którzy proponują, aby natychmiast podnieść wynagrodzenia np. o 20 proc., proponują taki scenariusz, z jakim mieliśmy do czynienia w Turcji. Dziś w Turcji inflację mamy na poziomie 60 proc. A więc ci, którzy proponują takie recepty, chcą doprowadzić do hiperinflacji.” Diagnoza całkiem słuszna w swej istocie, aczkolwiek wybiórcza w metodzie, bo jak rozumieć np. akceptację na kolejne wersje tarcz, nawet 14. emeryturę, a brak akceptacji na podwyżki dla budżetówki? A poza tym to też już było: „Podwyżka zarobków, osiągnięta przez miliony ludzi w ostatnich miesiącach, będzie tylko wtedy trwała, gdy zwiększona siła nabywcza ludności będzie miała pokrycie w zwiększonej masie towarów na rynku. Nie stać nas teraz na dalsze podwyżki płac, gdyż struna została tak naciągnięta, że grozi jej pękniecie.” (Wł. Gomułka, 1956).

Rządzący z nostalgią mogą odnosić się do historycznej pozycji władzy przed kilkudziesięciu laty: jedna partia, jeden naród, zero opozycji, żadnych brykających koalicjantów, do których dla utrzymania większości trzeba się umizgiwać i rozdawać posady, których nigdy dosyć, a które przecież mogliby zająć swoi krewni i znajomi królika… A jaki ta nostalgia ma związek z czasem obecnym? Otóż taki, że już nawet rząd cieni 2.0 czyli PFR wysyła mocne sygnały, że inwestycje i tylko inwestycje, a nie konsumpcja, są podstawą rozwoju polskiej gospodarki.

Do tych inwestycji, wobec faktu, że rząd pieniędzy własnych jak nie miał, tak nie ma (ma tylko nas, podatników) potrzeba środków z KPO. A tu jak wiadomo mamy klincz wobec wierzgania tzw. antykoalicjanta, uparcie walczącego z UE Izbą Dyscyplinarną. I furda, że gospodarka czeka, że mamy swoje okno czasu dzięki zaangażowaniu w Ukrainie – liczą się partyjniackie kopania po kostkach. Nie liczy się stanowisko przedsiębiorców, którzy ten kraj dźwigają na swych barkach, wyrażone choćby apelu Pracodawców RP: „Niezwłoczne uruchomienie środków z KPO jest kwestią polskiej racji stanu! Odrzucenie tej możliwości dla celów politycznych rozgrywek, w obliczu tak silnego zagrożenia geopolitycznego i ekonomicznego, byłoby tragicznym błędem, przywołującym wspomnienie okrytych największą hańbą epizodów historii Polski.”

Odraczanie możliwości skorzystania z 36 mld euro i próba udowodnienia, że Polska bez tych pieniędzy da sobie radę, jest przejawem totalnej indolencji. No chyba że autorom tak bliskie są idee socjalizmu Gomułki (a był on przeciwnikiem importu luksusowych dóbr, jak np. cytryny), że będą nas przekonywać do dodawania do herbaty – zamiast cytryny – soku z kwaszonej kapusty, co właśnie zaproponowano wspomnianemu działaczowi, gdy marudził z decyzją o imporcie cytryn „rzucanych” na rynek przed świętami. Dla wsparcia decyzji Ostatniego Decydenta „w temacie” Izby Dyscyplinarnej i KPO, choć nie do końca wiemy, czy jest On za, czy nawet przeciw, podpowiemy, że tzw. suweren w 70 procentach – co wynika z badań – w bitwie o KPO udzieli poparcia dla takiej decyzji. Bo przecież „Nie ma nic ważniejszego dla nas, dla partii, dla jej kierownictwa niż to zaufanie i poparcie.” (Wł. Gomułka, 1956, oczywiście). Więc odwagi, jest jeszcze tyle socjalistycznego zaufania do zdobycia!

Pozwólmy sobie na jeszcze jeden cytat, całkiem współczesny: „Przyjazne podatki to podatki niskie, proste i sprawiedliwe. Dlatego Polacy w tych niestabilnych czasach mogą mieć oparcie w państwie.” Nasi Czytelnicy słusznie domyślają się, że czynimy aluzję do jedynie słusznego innowacyjnego systemu podatkowego, który dał się poznać jako Polski (nie)Ład, a który miliony ciężko pracujących Polaków miał na cudownym latającym rządowym dywanie przenieść w krainę raju podatkowego. Domniemany dywan okazał się patchworkiem dopuszczonym do eksploatacji bez stosownych certyfikatów, który teraz w trakcie lotu i z nadmiernie obciążonymi (podatkami) pasażerami próbuje łatać grupa fakirów. Najważniejsze, że mamy oparcie w państwie, a poza tym „Możemy z ufnością patrzeć w przyszłość, idziemy bowiem słuszną drogą, posiadamy pewnych przyjaciół i wiernych sojuszników, przewodzi nam nieśmiertelna idea socjalizmu” (Wł. Gomułka, 1963). Proszę się nie obruszać na ten socjalizm, przecież te idee mają się we współczesnej Europie – i nie tylko – znakomicie!

Z ostatniej chwili – czyżby lud miał posłuchanie u władzy, która ma zamiar skorzystać z jego  mądrości zawartej w porzekadle „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”? Misja ostatniej szansy dla ratowania resztek Polskiego (nie)Ładu ma być powierzona nowej finansowej ministrze, co oczywiście nie ma nic wspólnego z oddaniem tej fuchy przez premiera nie z kolejną tarczą, lecz na tarczy.

I jeszcze jedno, bo nas korci. Mamy świadomość, że gros tekstów dla najważniejszych osób występujących do mas piszą najemni pisarczykowie. Tak było i jest, i nic w tym złego, ostatecznie najważniejsi mają wskazywać kierunki, wytyczać cele, robić wrażenie, pociągać za sobą, ruszać z posad bryłę świata itd., a nie wypisywać po nocach teksty swych wystąpień. Czy jednak autorzy mogliby uwzględnić, że wśród słuchaczy tych wystąpień występuje też liczna rzesza tzw. wykształciuchów, których od czasu PRL (w latach 80. raptem 9 % ludu legitymowało się wyższym wykształceniem) przybyło znacznie, obecnie odsetek ten wynosi ponad 21 % ogółu Polaków? Epoka, kiedy prostym słowem należało trafić do ludu, skończyła się na początku lat 50., gdy władza zlikwidowała analfabetyzm. A te teksty – jakby z tamtej epoki. No bo nie wierzymy, że z tym ciemnym ludem, który wszystko kupi, to na serio…

PS. Dywan póki co nie spadł, ale czy będzie miękkie lądowanie, to się zobaczy. I żebyśmy nie skończyli, jak ten teoretyk socjalizmu z obrazka. ↓

 

Podziel się