Przedsiębiorca to też człowiek, a do tego odpowiedzialny, więc z pełną odpowiedzialnością korzystając z najdłuższego okresu świątecznego nowożytnej Europy z pewnością nadrabia zaległości w lekturze, przy okazji rzutem na taśmę przed końcem roku podwyższając nie za wysoki poziom czytelnictwa – choć w 2023 roku 43% Polaków przeczytało co najmniej jedną książkę i jest to najwyższy wynik od 10 lat.
Finanse dla Firm wspierają przedsiębiorców przy różnych okazjach, więc czemu nie w obszarze czytelnictwa? Tym bardziej, że chcemy to zrobić oryginalnie i wskazać, czego czytać nie warto. Wspólną cechą za chwilę przywołanych książek jest to, że ich głównymi bohaterami bądź autorami są osoby ze świecznika współczesnej historii, które wywarły na nią ogromny wpływ, w ich mniemaniu oczywiście pozytywny. Czas pokazał, że to przeświadczenie nie znalazło potwierdzenia w efektach ich działania.
Damy mają pierwszeństwo, więc na pierwszy ogień wieloletnia kanclerz Niemiec Angela Merkel, która przypomniała o sobie światu książką „Wolność. Wspomnienia 1954–2021”. Autorka na łamach swej autobiografii snuje opowieść o swej politycznej pracy. Zachętka wydawcy stawia pytanie: „W jaki sposób kobiecie ze Wschodu udało się zostać liderką CDU i pierwszą kobietą-kanclerzem zjednoczonych Niemiec?” No właśnie, jak? Oczywiście na to nie znajdziemy odpowiedzi, a szkoda, bo dopiero to byłoby ciekawe.
Jeśli popatrzeć na Niemcy dziś, na recesję o skali nie widzianej od kilkudziesięciu lat, na ogromne problemy z migrantami przybyłymi tłumnie nie w celu integrowania się, a po socjal, na zamknięcie elektrowni atomowych (co ktoś określił jako mistrzostwo rosyjskich służb), na nie modernizowaną infrastrukturę, na zacofanie w obszarze IT (dlatego Niemcy preferują płatności gotówką), na rozbuchaną administrację i papierową biurokrację, wreszcie na kryzys energetyczny będący efektem m.in. de facto fiaska zielonej polityki klimatycznej, to nie sposób nie połączyć tych zjawisk z osobą byłej kanclerz.
Jeżeli takie ikony niemieckiego biznesu, jak VW, zamykają fabryki, tu i ówdzie pojawiają się apele władz o ograniczenie używania domowych sprzętów na prąd, którego brakuje w sieci, a zegarków nie da się regulować wg punktualności niemieckich pociągów, to skala problemów naszego sąsiada jest nie do pozazdroszczenia.
Póki co legł w gruzach projekt ustanowienia niemieckiej dominacji w Europie na bazie sojuszu niemiecko-rosyjskiego opartego na tanim gazie dla niemieckiej gospodarki.
Parafrazując wcześniejsze pytanie należałoby spytać, w jaki sposób udało się jednego z liderów globalnej gospodarki doprowadzić do stanu przedzawałowego? W przywołanej książce nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie, jednak dzięki umiejętnemu PR-owi publikacja stała się bestselerem! My jednak nie ulegając zadowolonej z siebie uśmiechniętej damie z okładki dajemy wektor w dół (nie czytać!), mając na względzie jej wpływ na dzisiejszy stan niemieckiej gospodarki.
Po drugiej stronie Atlantyku w książce „Człowiek, który zniszczył kapitalizm” David Gelles, redaktor „New York Timesa”, przybliża postać Jacka Welcha, który przez 20 lat (1981 – 2001) szefował GE. Posłużmy się słowami jednego z recenzentów książki: „Jack Welch jest jednym z najważniejszych liderów politycznych i biznesowych we współczesnej historii Ameryki. Jego strategie zniszczyły niegdyś wielką firmę i przyczyniły się do wykończenia amerykańskiej klasy średniej, jak również przyśpieszyły erozję amerykańskiej demokracji. Przez lata prasa biznesowa wychwalała Welcha wizjonera, ale niewielu reporterów kiedykolwiek zastanawiało się nad konsekwencjami jego działań. W swojej książce David Gelles wyjaśnia, czego możemy nauczyć się od człowieka takiego, jak Welch i jak odbudować zniszczone społeczeństwo, które po sobie zostawił.” Warto dodać, że swymi ideami jak wirusem Welch zaszczepił całe pokolenia amerykańskich biznesmenów i dopiero od niedawna i pomału obserwuje się odchodzenie od jego koncepcji, m.in. od dążenia do zysków za wszelką cenę itd. Ten największy korpocelebryta był tak dumny ze swego dzieła, że wydawał też książki budując sobie za życia pomnikową legendę – kto nie zna „Winning znaczy zwyciężać” z Welchem uśmiechającym się do nas z okładki?.
Warto dodać, że z Welchem kolegował się niejaki… Donald Trump, wtedy tylko biznesmen. Nie wiemy na razie, czy wirus welczyzmu zainfekował Trumpa, z pewnością jednak mógł go zachęcić do autoreklamy poprzez książkę „Dlaczego chcemy, żebyś był bogaty” z 2006 r. (DT wspólnie z Robertem Kiyosaki), czy też „Jak zostać bogaczem” z 2004 r. z Meredith McIver). Czy to był początek prekampanii prezydenckiej Trumpa? A czy i na ile duch welczyzmu jest bliski Elonowi Muskowi, korpocelebrycie nowego pokolenia, to się niebawem okaże. Tak czy inaczej książce „Człowiek, który zniszczył kapitalizm” Davida Gellesa dajemy wektor w górę. Koniecznie.
Kolejną świecznikową postacią, która jest przekonana o niezwykłości misji spełnionej na łonie tym razem polskiej gospodarki, jest Leszek Balcerowicz, który jak wspomniane wcześniej osoby uśmiecha się z okładki książki „Odkrywając wolność 2. W obronie rozumu”. Wśród zapowiedzi wydawniczych jest tegoż autora „800 dni. Szok kontrolowany”. Mało jest we współczesnej historii spraw tak zakłamanych w mainstreamowych przekazach, jak tzw. reforma Balcerowicza. Realizacja refom gospodarczych przyjętych przez tzw. sejm kontraktowy nie miała nic wspólnego z wcześniejszymi ustaleniami przy Okrągłym Stole. Bezkrytyczne przyjęcie koncepcji narzuconej przez amerykańskich finansistów i przyjęcie ich w 11 ustawach bez czytania (!) i jakichkolwiek konsultacji było działaniem bez precedensu.
Nie dość dosadnie o planie Balcerowicza w Wikipedii: „Według niektórych ekonomistów w latach 90. doprowadził on do załamania popytu wewnętrznego, zalania rynku krajowego importowaną produkcją, upadku zadłużanych polityką finansową przedsiębiorstw państwowych i wyprzedaży najlepszych z nich w ręce głównie kapitałów państw zachodnich, silnej pauperyzacji większości społeczeństwa i skokowego wzrostu bezrobocia. Przesądzającym wszakże na pokolenia skutkiem planu było stworzenie możliwości przeprowadzenia prywatyzacji majątku państwowego w formule latynoamerykańskiej w postaci wyprzedaży, aż do skali rozbioru gospodarczego, enklaw nowoczesności i rentowności zagranicznym korporacjom za 4,5–5% ich wartości odtworzeniowej”. Szok pozornie kontrolowany doprowadził też do upadku PGR-ów bez żadnego programu osłonowego, co doprowadziło do zapaści ekonomicznej i społecznej trwającej do dziś znacznej części obszarów wiejskich. Żadnego wsparcia nie dostał też przemysł włókienniczy, którego upadek zatrzymał na wiele lat rozwój Łodzi.
Akolici planu B. bezkrytycznie zaakceptowali terapię szokową może nie rozumiejąc skali jej zagrożeń, natomiast z pewnością zrozumieli szanse, jakie stworzyła przez dziką prywatyzację i skwapliwie te szanse wykorzystali kilka lat później. To w tych czasach powstały z niczego biznesowe fortuny, prywatne współczesne latyfundia i wygrane w kasynach majątki (dla ciekawych unikatowa książka z 2013 r. „Jak powstawały i jak upadały zakłady przemysłowe w Polsce” A. Karpińskiego). Ta armia biznesmenów, polityków, ekonomistów może utożsamiać pijarowy sukces planu B. z sukcesem osobistym.
Według niezależnych ekspertów terapia szokowa opóźniła rozwój Polski o co najmniej dekadę, oddała najcenniejsze aktywa w ręce obcego kapitału, doprowadziła do późniejszej trwałej emigracji ponad 2 mln najbardziej kreatywnych i wykształconych Polaków.
Do grona krytyków terapii szokowej dołączył ostatnio nie byle kto, bo noblista Joseph Stiglitz, który już w 1999 roku powiedział: „Choć, ci, którzy parli do prywatyzacji, z dumą wskazywali na duży odsetek przedsiębiorstw państwowych, które udało się przekazać w prywatne ręce, były to wątpliwe osiągnięcia. W końcu rozdawanie państwowego majątku, zwłaszcza przyjaciołom i kolesiom, to nic trudnego.”
Przypisywanie późniejszego sukcesu polskiej gospodarce reformie Balcerowicza, czyli terapii szokowej, to subtelnie mówiąc nieporozumienie. Stiglitz podkreśla: „Powodów, dla których Polska odniosła największy sukces spośród krajów Europy Wschodniej jest kilka, ale to nie terapia szokowa […]. To fakt, że po tym szoku rozpoczęto stopniową politykę reform, tworzenia infrastruktury instytucjonalnej, która jest podstawą gospodarki rynkowej.” Dodajmy od siebie, że fundamentem budującym zręby sukcesu polskiej gospodarki byli i są polscy przedsiębiorcy, wciąż niedoceniani, a wymieniani jako współtwórcy naszego cudu gospodarczego jedynie w czasie kampanii wyborczych.
Nota bene ciekawostką wydawniczą byłoby pójście tropem historyka prof. Andrzeja Chwalby, który w książce „Zwrotnice dziejów” proponuje zabawę intelektualną co by było, gdyby, np. jak mogłaby wyglądać Polska, gdyby nie było Konstytucji 3 Maja. Czy ktoś odważy się napisać suplement o tym, gdzie byłaby Polska dzisiaj, gdyby nie terapia szoku w wykonaniu L. Balcerowicza?
Nam już szkoda pióra na roztrząsanie tego zagadnienia, skupmy się na tym, jak uratować to, co było przez kilkanaście lat nazywane polskim cudem gospodarczym, bo nie chcielibyśmy, aby ten sukces pozostał tylko ewenementem w byłej historii. Cudów nie ma…
