Nie będzie dalszego wsparcia gospodarki – na ryby, rodacy!

Szwajcaria Kaszubska, stoimy od kilku godzin w wodzie, spławiki ani drgną, wiatr, zimno, ryba nie bierze. Do brzegu podjeżdża auto, z którego wysiada rodzinka 2 + 2. Mąż wyciągając wędkę mówi do żony: ty przygotuj naczynia i namiot, ja szybko nałapię ryb na kolację. Koniec dowcipu.

Pojawiły się w ostatnich dniach wytyki, że rząd nie planuje rozszerzenia i wydłużania programów zwanych tarczami, które mają na celu ochronę miejsc pracy, zapewnienie płynności finansowej firm itd.  A przecież np. Niemcy i Francja nie dość, że chcą dosypać pieniędzy do istniejących programów, to jeszcze planują przedłużenie ich do końca 2021 roku. Więc my też powinniśmy.

Czy na pewno? Polska gospodarka jest – jak dotąd – prymusem Europy pod względem odporności na skutki COVID, co między innymi wynika z jej specyfiki. Duże rozproszenie działalności, brak uzależnienia od jednej kluczowej branży (jak np. motoryzacja czy turystyka), zaradność przedsiębiorców itd. to czynniki wyróżniające biznes nad Wisłą. Znawcy tematu twierdzą, że zapaść w gospodarce Niemiec jest dużo głębsza i trudniejsza do pokonania, bo nie da się np. w ciągu kilku miesięcy wdrożyć produkcji e-aut w miejsce odwiecznych „diesli”.

Poziom środków udostępnionych polskiemu biznesowi w ramach tarcz wydaje się być „na miarę” – odpowiedni do potrzeb potrzebujących, jak też możliwości oferujących. Nie zapominajmy, że gospodarki zachodnie są dużo bogatsze i ich możliwości są nieporównywalnie większe od naszych. Poza tym – pompowanie pieniędzy w gospodarkę odbywa się za cenę wzrostu długu, który kiedyś trzeba będzie spłacić. Polski Fundusz Rozwoju nie jest cudowną maszynką do robienia pieniędzy, co niektórym się marzy, a to w kontekście wieści, że PFR będzie musiał też pomóc… górnictwu, któremu nawet COVID nie pomoże/zaszkodzi (nieodpowiednie skreślić).  

Wydaje się, że odwieczny dylemat „ryba czy wędka” rząd zamierza rozstrzygnąć na rzecz wędek. Póki co wiemy z pewnością, że wędkarzy przybywa. W ostatnim czasie skokowo przyrosło chętnych do prowadzenia biznesu, czy to w formie działalności, czy też w formie spółki (patrz wykres). Czyż nie jest to lepszy niż PMI wskaźnik nastrojów przedsiębiorczych rodaków ufających, że damy radę i będzie V-odbicie?

Więc o ile można uznać, że rozdanych ryb było dosyć, to trzeba spytać, czy mamy dość wędek, aby następne ryby złowić samemu? Jeśli rozumieć te ostatnie (wędki) jako instrumenty zachęty do większej aktywności i inwestowania, to tu jest ciągle pole do popisu dla rządu. Każdy zorientowany w wędkowaniu wie, że oprócz wędki trzeba przynęty, a i o pogodę dla wędkarzy warto zadbać. Warto byłoby więc głośno powiedzieć, że nie będzie II fali zachorowań na COVID, bo już mamy odporność stadną, będą za to normalne jesienne przeziębienia i grypy. Warto powtarzać, że nie będzie lockdownu, że będą inwestycje publiczne, a także że nie będzie wzrostu podatków. I do znudzenia w ramach zanęcania – że będzie nowelizacja przepisów o PSI, że znikną ograniczające ten program niekorzystne interpretacje podatkowe, że podatek estoński (który zanim się ujawnił to już został skrytykowany) da efekty, że …

Finanse dla Firm te różne „że” podpowiadają i wytykają, bo wiedzę o potrzebach biznesu czerpią wprost od przedsiębiorców, a nie z kryształowej kuli. I żeby nie było jak we wspomnieniu z początku, więc żeby brało. Na ryby, rodacy!

Podziel się