Małpi rozum.

„Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy apeluje do rządu o dokładną analizę struktury spożywania alkoholu przez Polaków i na jej podstawie opracowanie programu walki ze szkodliwą i ryzykowną konsumpcją alkoholu – piwa, wina i wyrobów spirytusowych.”

Nie, nie jest to cytat z filmu Barei. Ustrój słusznie miniony za nami, ale paradoksy niestety nadal depczą nam po piętach. A może to samospełniające się przepowiednie? Wszak zdarzało się, że ze scen kabaretowych, i w tłumach demonstrantów, i z poważniejszych mównic krzyczano: Komuno, wróć!

To wraca. I ponownie jako przegrana, Polacy piją bowiem więcej niż za PRL-u. Błędy z przeszłości popełniamy jeszcze lepiej niż kiedyś? Oto jak niechlubny rekord wygląda w liczbach. Konsumpcja wynosi obecnie 10-11 l. czystego alkoholu na głowę, z czego aż 60% stanowi piwo (ponad 100 l. rocznie na osobę). W latach 70. przeciętny Kowalski wypijał ok. 5 litrów czystego alkoholu rocznie.

Zmieniła się jednak struktura spożycia – alarmują zaniepokojeni przedstawiciele ZP PPS Jakże miała się nie zmienić? Takie wyzwanie wymagało udoskonalenia techniki picia. Z tym że wspomniani eksperci/analitycy twierdzą, że Polacy sami tych rewolucyjnych przemian nie dokonali. Zostały im podprogowo przemycone. O losie, ktoś tym narodem manipuluje? I to „przywódce”? Przepraszam, znaczy: przy wódce?

Odpowiedzialności za niepokojący wzrost spożycia alkoholu upatruje się w niefrasobliwych reklamach piwa. To oczywiście skrót myślowy, za którym stoją przemyślane strategie marketingowe browarów, ukazujące radość, beztroskę i upojną zabawę możliwą dzięki spożywaniu piwa, kreujące przy okazji iluż twardych facetów.  Reklama ma przede wszystkim pokazać wizję idealnego świata, do którego dostęp zapewnia rekomendowany produkt. Czyli reklamy w swej istocie działają poprzez kreowanie krain przeszczęśliwych. Jednak tutaj wskazuje się na ogromne (ba, zaistniałe już całkiem serio) niebezpieczeństwo związane z okrutnym przekłamaniem rzeczywistości, jakoby piwo nie było alkoholem – tylko 46 % badanych uznaje piwo za napój alkoholowy!  Czyli usypia się czujność społeczeństwa, które nie będzie w stanie zidentyfikować zagrożenia i mu się podda, i w nałóg wpadnie, i nie zauważy kiedy.

Z nałogiem walczyć trzeba, nie można balansować na granicy ryzykownej konsumpcji alkoholu.

Ale przecież walka trwa! Analizy były. Winnego znaleziono. I tzw. „małpkom” się dostało. Ale jak alarmuje Zarząd ZP PPS nie o to zwierzę chodziło. Wziął więc „małpki” w obronę:

Z liczb wynika jednak coś zupełnie innego – Polacy wypijają najwięcej alkoholu etylowego właśnie w piwie.(…)

ZP PPS twierdzi, że w Polsce dziennie sprzedawanych jest 811 tys. sztuk „małpek” 100 ml, czyli 0,081 mln litrów, podczas gdy codziennie Polacy kupują 8,7 mln litrów piwa. Jeżeli potraktujemy te liczby jako sprzedaż jednorazową to codziennie „małpkę” kupuje 3% Polaków w wieku produkcyjnym, a litr piwa (czyli dwie puszki lub butelki) 33%.

Cóż można powiedzieć? Czysta prawda ekonomiczna, liczby nie kłamią. Powiem więcej, liczby nawet paradoksy tłumaczą. Oto dowód:

1% alkoholu w piwie 6% kosztuje 0,87 zł

1% alkoholu w wódce – 1,2 zł

1% alkoholu w whisky – 2,16 zł

A biedna „małpka”, która już teraz składa się w 75% z podatków jest dwa razy droższa od piwa.

Pytanie, ponownie ekonomiczne, co robi człowiek w potrzebie? Kupuje piwo za 3 zł czy małpkę za 6zł? I jeszcze tylko dwa fakty zbliżające do unicestwienia rzekomego paradoksu: ZP PPS nie zajmuje się produkcją piwa. I fakt nr 2 – z projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z promocją prozdrowotnych wyborów konsumentów: „Przedsiębiorcy prowadzący sprzedaż napojów alkoholowych przeznaczonych do spożycia poza miejscem sprzedaży na podstawie zezwolenia będą zobowiązani do wniesienia opłaty związanej ze sprzedażą napojów alkoholowych o objętości nieprzekraczającej 300 ml”.

Czyli istnieje groźba, że „małpki” oskarżone o rozpijanie narodu, jako że sprzedawały się w liczbie 3 mln dziennie (według badań firmy Synergion, oczywiście podważonych przez ZP PPS), mogą stracić na popularności. I zamiast paradoksu, mamy trzeźwą (o ironio) matematykę.

Można mieć (mylne) wrażenie, że pojemność troski o naród nie przekracza 300 ml.

Ale może po cóż te oskarżenia? Może zamiast węszyć bezduszne lobby pora uwierzyć, że to tylko taka zwykła ludzka potrzeba stworzenia utopii. W tym konkretnym przypadku, wzorując się na arcydziele literatury, ZPPPS pragnie, aby w każdym polskim domu rozbrzmiewał taki oto dialog:

– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.

– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.

Michaił Bułhakow, Mistrz i Małgorzata

PS: Nie ma co narzekać. Nie może być za słodko. Wszak i podatek cukrowy nam się szykuje. Cukier już nie krzepi?

Podziel się