Kryzys. Trzy w jednym.

Rodzące nadzieję informacje o mijaniu szczytu epidemii w Polsce nie pozwalają niestety na podobne wnioskowanie o kryzysie gospodarczym, który ma się dobrze, a nawet lepiej. Pozrywane łańcuchy dostaw, wstrzymana produkcja, nieaktywne usługi i rosnące bezrobocie to obraz dzisiejszej gospodarki. Rządy skupione są na organizowaniu różnorodnych tarcz antykryzysowych, których istotą jest drukowanie pieniądza, czytaj: nowego długu, aby pokryć nim stare długi. A ponieważ świat niespłacalnym długiem stoi (co doprowadziło już wcześniej do pata globalną gospodarkę), to globalna akceptacja na produkcję nowego długu nie powinna dziwić. Ci, którzy byli autorami marazmu  światowej gospodarki są obecnie twórcami programów walki z rozlewającym się kryzysem. Czy można dziwić się, że stosują te same sposoby wyjścia z impasu?

Stosowanie dobrych sprawdzonych metod daje jednak znikome nadzieje na odejście od chciwości jako celu gospodarowania, długu jako narzędzia utrzymania władzy, konsumpcjonizmu jako nowej religii i mody jako metody indoktrynacji społeczeństw.

Ten kryzys nie jest niespodzianką

A przecież kryzysu spodziewali się wszyscy od dawna. Pisali o tym ekonomiczni guru światowej gospodarki, politycy kreowali swoje kariery wieszcząc nadchodzący Armagedon. Rządy tworzyły rezerwy walutowe, sprowadzały złoto do macierzy, inwestowały w znaczne ilości złotego kruszcu jakby siła pieniądza miała wrócić do parytetu złota, a nie opierać się na parytecie wiary społeczeństw, że pieniądz jest coś warty.  Banki zdobyły sobie prawo do zajęcia depozytów na wypadek walki o utrzymanie wypłacalności (np. dyrektywa BRRD), a nawet przeprowadziły wstępne testy (Cypr 2013).

Jeśli spojrzeć na kryzys okiem oportunisty to odrobina kryzysu nie zaszkodziłaby nikomu. Byłaby bowiem okazją do wprowadzania zmian być może zbawiennych i ożywczych dla zrównoważonego rozwoju gospodarki i społeczeństwa. (Nota bene pisaliśmy o tym już tu, ale proszę nie obwiniać Finansów dla Firm o wywołanie kryzysu, bo mamy z tym tyle samo wspólnego co Franek Dolas z wywołaniem II wojny światowej).

Skala zjawiska jest niestety niezwykła (kryzysowe algorytmy wymknęły się spod kontroli?) i z pewnością w wielu obszarach odbudowanie strat będzie trudniejsze niż przewidywano, choć ciągle jest to równanie z wieloma niewiadomymi.

Światełko w tunelu?

Tak czy inaczej działania rządów i banków centralnych są dobrze przyjmowane przez rynek, nastroje na giełdach rosną, ci, którzy mieli zarobić na spadkach wzięli swoje. Osiągnięto porozumienie w sprawie redukcji produkcji ropy, co powinno ustabilizować i oczywiście podwyższyć jej ceny. Uruchamiana jest produkcja, w Chinach fabryki przyjmują znów zamówienia z całego świata, w Polsce np. wznawia produkcję branża automotive i AGD.

Konieczny wzrost popytu

Jednak na ten podażowy plus długim cieniem kładzie się minus popytowy. W kryzys wpaść to drobiazg, ale z niego wyjść to już inna bajka. Jeden z klasyków polskiej polityki przed laty z racji pewnie zamiłowań do wędkowania objaśniając przejście z kapitalizmu na socjalizm i odwrotnie użył porównania do przygotowywania zupy rybnej, co tu można znakomicie sparafrazować. Zrobić z ryb  zupę rybną łatwo (wpaść w kryzys), ale z zupy rybnej zrobić ryby i jeszcze akwarium to sztuka. Jesteśmy właśnie na tym drugim etapie.

Uruchomienie produkcji, odbudowanie łańcuchów powiązań itd. to nic w porównaniu do problemów odbudowy popytu. A to nie podaż będzie stanowić o odbiciu gospodarek, ale ochota konsumentów na wydawanie pieniędzy.

Społeczne nastroje

Można mieć wątpliwości, czy w warunkach ciągłego zagrożenia wirusem (a także uprawianego przez media zastraszania nim) konsumenci będą mieli ochotę na drugie auto, trzeci telewizor, wczasy za granicą i mieszkanie na wynajem. Żeby aktywność kupowania wróciła do poziomu konsumpcji (nadmiernej)  z czasów przed kryzysowych społeczeństwa musiałyby poczuć się bezpiecznie.

Jeśli dołożyć do tego prawdopodobieństwa utraty pracy, redukcje czasu pracy oraz wynagrodzeń, to nawet pojawiająca się koncepcja wprowadzenia Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego (czytaj: dochodu na przeżycie, w Polsce szacowanego na 1.500 zł) nie spowoduje wzrostu konsumpcji.

Dowody na ten stan rzeczy już są: redukcja wydatków o ponad 30%, ograniczanie się konsumentów do kupowania rzeczy potrzebnych, a nie zbędnych i nadmiernych, wypłacenie 30 mld zł z banków w I kwartale br. i trzymanie gotówki w domu. Czy to ostatnie to objaw zaufania do banków – należy wątpić.

Inwestycje potrzebne od zaraz

Obok konsumpcji drugim obszarem odbudowującym gospodarkę powinny być inwestycje. Samymi inwestycjami rządowymi i nie zrezygnowaniem z projektu CPK nie da się nadrobić wzrostu PKB. Kluczowe będą inwestycje firm prywatnych. Te nie dość, że do tej pory były niewysokie, to według prognoz np. Banku Pekao spadną o 7,7%. A realnych zachęt do odbudowy zapału inwestycyjnego przez firmy nie widać, bo o czym mowa, jeśli ich szefowie myślą o przetrwaniu, a nie inwestycjach?

Do tego uzyskanie w chwili obecnej kredytu bankowego na nową inwestycję to marzenie ściętej głowy, najlepsi mogą powalczyć co najwyżej o prolongaty istniejących umów kredytów inwestycyjnych i ewentualnie wsparcie obrotu specjalnym celowym kredytem.

Aby pobudzić popyt konsumpcyjny i inwestycyjny trzeba spowodować, aby nabywcy dóbr
w obydwu kategoriach mieli co, po co i za co kupować. To przekłada się na zapewnioną podaż, przekonanie o racjonalności decyzji zakupowych, łatwy dostęp do bezpiecznych (dla korzystających) instrumentów finansowych.

Do pokonania są trzy kryzysy

Tak więc mamy de facto nakładające się na siebie kryzysy, niezwykle ze sobą powiązane: kryzys zdrowotny i kryzys gospodarki. Z kryzysem zdrowotnym mamy szanse uporać się dzięki wdrożeniu systemowych rozwiązań profilaktycznych i – miejmy nadzieję już niedługo – szczepieniom. Natomiast sukces w wyjściu z kryzysu gospodarczego i odbudowie gospodarki jest determinowany odzyskaniem przez społeczeństwo, w tym inwestorów prywatnych, poczucia stabilności i bezpieczeństwa funkcjonowania.

Najbliższe miesiące pokażą, czy i jak silną barierą w odbudowywaniu popytu w gospodarce będzie utracone przez obywateli i firmy poczucie komfortu życia i działania.  Czy wydarzenia ostatnich tygodni spowodują wzrost zaufania do władzy, czy wręcz przeciwnie, uzupełnieniem dwóch przywołanych kryzysów będzie bodajże najważniejszy na tym etapie – kryzys braku zaufania. Czy planowane przez władzę na czas rekonwalescencji i rehabilitacji tak zdrowotnej, jak i gospodarczej działania przywrócą poczucie bezpieczeństwa i pewności istnienia? Od tego właśnie zależeć będzie efektywność wychodzenia z kryzysów.

Filary zaufania do władzy

Jest parę prostych i sprawdzonych sposobów na spowodowanie wzrostu zaufania do władzy przez społeczeństwo. Jak wszystkie badania wykazują, które niestety nie dość mocno były nagłaśniane lub nie miały siły przebicia, obywatele oceniają władzę przez jakość działania w dwóch obszarach: ochrony zdrowia i edukacji.

W ratingach europejskich ochrona zdrowia w Polsce jest na 25 miejscu na 28 państw. I żeby się nie pastwić nad leżącym przywołajmy jeden tylko wskaźnik: ponowny wzrost umieralności na raka piersi obserwowany od 2011 roku.

Obecny kryzys obnażył też z całą mocą słabości szkolnictwa, i też tylko jeden przykład. W dobie wdrażania 5G i sztucznej inteligencji okazało się, jaką fikcją jest systemowa informatyzacja szkolnictwa. Kryzys pokazał, że nawet 20 proc. młodzieży jest wykluczonych poprzez brak lub ograniczenie dostępu do internetu, także znaczny procent nie posiada własnego laptopa czy komputera. Mowa o sukcesach w nauczaniu na odległość to zaklinanie deszczu. Zajęcia z informatyki są zredukowane do żenującego poziomu. Okrojony ostatnią reformą program przedmiotu przedsiębiorczość skutkuje jednym z niższych w Europie poziomem wiedzy finansowej społeczeństwa. System edukacji tworzy wykształconych z dyplomami bez wiedzy.

Warunki sukcesu

Warto dodać, że od 30 lat nie podejmuje się działań na rzecz zapewnienia właściwego społecznego prestiżu dla pracy Wielkiej Trójki (nie mylić z trójcą) tworzących dobrostan społeczeństwa, to jest przedsiębiorcy, lekarza i nauczyciela. Najwyższy czas na zmiany. Obserwujemy pierwsze jaskółki zapowiadające nowe podejście, czego sygnałem mogą być wzmianki o roli przedsiębiorców dla rozwoju kraju w niedawnych wystąpieniach premiera. Publiczne uznanie etosu pracy przedsiębiorców jest tak samo potrzebne, jak deklaracja znaczących nakładów na służbę zdrowia (bez względu na epidemię), oraz konkretne decyzje dowartościowujące także materialnie system edukacji.

Z takim bilansem otwarcia wchodzimy w fazę wychodzenia z kryzysu. Sukces będzie zależał od kreatywnego wdrożenia przygotowywanych przez rząd instrumentów zwanych potocznie tarczami oraz od przekonania Polaków, że władza to nie ONI, ale MY i że razem damy radę. Nie ma w Europie drugiego narodu tak doświadczonego przez los, jak Polacy. To też jest naszą ogromną przewagą, bo nie z takimi opresjami dawaliśmy sobie radę.  I miejmy nadzieję, że uda się zmienić jeszcze to, że będziemy żyć żeby być, a nie żeby mieć. Ale to już zupełnie inna historia.

 

Podziel się