Krajowy Plan Odbudowy – czy aby wiadomo, o co chodzi?

Nie, nie, to nie jest podchwytliwe pytanie, w którym jedynie poprawna odpowiedź brzmi: pieniądze. To przytyk do tego, jaką (nie)wiedzą zdążyli już wykazać się zarówno parlamentarzyści, jak i ich niektórzy komentatorzy, czyli dziennikarze, myląc ze sobą dwie bliskie, ale różne kwestie: KPO i Fundusz Odbudowy.

Ale pieniądze w tym są, i to nie byle jakie: w puli na unijnym stole leży 723,8 mld euro, z czego Polska może grać o ok. 58 mld euro (dla niedoinformowanych).

Wyjaśnijmy więc, że aby móc  oblizywać się na myśl o konsumpcji polskiej części tego europejskiego tortu, trzeba uczynić dwie pozornie niezależne rzeczy, po pierwsze: ratyfikować decyzję Rady UE o ustanowieniu unijnego Funduszu Odbudowy, i po drugie: opracować i przekazać do KE do akceptacji polską część wykonawczą do Funduszu Odbudowy, czyli wspomniany Krajowy Plan Odbudowy (nie mylić z Nowym Ładem!).

Ta druga sprawa, czyli KPO, idzie w miarę gładko – konsultacje społeczne przed kilkoma dniami zostały zakończone, a wobec trybu online przebiegły w mediach prawie niezauważenie (dla chętnych transmisje na kanale YT). A szkoda, bowiem eksperci zaproszeni przez MRPiT (duży plus za dopuszczenie do głosu nie tylko jedynie słusznych ekspertów) wnieśli sporo konstruktywnych uwag i pomysłów i istnieje całkiem uzasadniona obawa, że autorzy nie zdążą ich wnieść do Planu. A Plan jeszcze musi zatwierdzić rząd – i tylko rząd, a nie parlament! – aby w terminie do końca kwietnia  wysłać dokument do KE. Natomiast procedura dalsza to zaopiniowanie i akceptacja KPO przez KE i Radę UE. Tylko tyle i aż tyle.

Gra pozorów…

I żeby nie dolewać oliwy do ognia pomińmy wołania o to, dlaczego projekt tak ważnego i skomplikowanego dokumentu nie został upubliczniony dużo wcześniej, aby był czas na dobre jego przygotowanie. Jest szansa, że będzie po polsku – planować szybko i byle jak, aby potem wdrażać długo i z wieloma poprawkami.

A Finanse dla Firm uczą swych biznesowych partnerów, że planowanie i koncepcja są najważniejsze, bo to nie wymaga pieniędzy, a jedynie dużej ilości szarych komórek i racjonalnego myślenia, dzięki czemu później wdrażanie przebiega sprawnie i efektywnie. No cóż, nie śmielibyśmy pouczać władzy, ona wie lepiej.

czy gra o tron?

Natomiast cały medialny rwetes dotyczy ratyfikacji przez Sejm decyzji Rady UE o utworzeniu Funduszu Odbudowy (a bez tej ratyfikacji nici z kasy KPO). I tu widać, że gra idzie o wielkie pieniądze, (patrz informacja o puli powyżej), co przekłada się na obserwowalny przerost  polityki a raczej politykierstwa w polityce. Czy będzie ktoś, kto odważy się wypędzić kupców ze świątyni, gdy trzeba wspólnie podpierać jej mury nadwyrężone kryzysem, czy jednak frymarczenie urzędami i posadami dla armii krewnych i znajomych królika przeważy, jak już wielokrotnie bywało w Rzeczpospolitych historii? Czy może jednak przedstawiciele narodu dojrzą dzięki swej przenikliwości, że „Zmarnowanie takiej szansy przez spory polityczne, które już są bardzo ostre i mogą się jeszcze nasilać, wydłużyłoby proces wychodzenia gospodarki z popandemicznego kryzysu, i co gorsza, na długie lata pozostawiłoby nas w ogonie technologicznym i cywilizacyjnym”[1]. No, chyba że po nas tylko potop…

A przy okazji – argumenty podnoszone przez niektórych pozornych oponentów dotyczące uwspólnotowienia długu (rozumianego jako wspólna odpowiedzialność państw członkowskich za wspólne długi), z którego miałyby pochodzić środki Funduszu Odbudowy wskazują, że nie doczytali oni preambuły Traktatu z Maastricht (dla niewtajemniczonych to Traktat o Unii Europejskiej z 1992 roku), gdzie koncepcje europeizacji są wyłożone jak na tacy. Jest napisane o wspólnej walucie? Jest. Czym się finansuje od lat światowa (a więc i nasza, i europejska) gospodarka? Długiem. Akceptacja dla długu jako głównego instrumentu napędzania gospodarki jest powszechna jak świat długi i szeroki, a powrót do parytetu złota jest (póki co) mało prawdopodobny (choć są jego poważni zwolennicy).

Więc hasło: nie będziemy spłacać za państwo X czy Y jest co najmniej nie na miejscu, a jego antysolidarnościowy wydźwięk aż razi nie tylko w Brukseli. Więc o co ten zgiełk teraz? Czy rzeczywiście idzie o idee, czy jednak tylko o pieniądze? Mimo to jednak nie tracimy wiary, że zdrowy rozsądek zwycięży,  nawet u pozornych oponentów, bo…

…stawka w puli jest wielka.

Przy okazji warto przypomnieć, że wymienione na początku 58 mld euro z Funduszu Odbudowy to tylko część pieniędzy, które mamy szanse wydać do końca 2026 roku. Czeka na nas jeszcze 72,2 mld euro z polityki spójności oraz 3,8 mld euro z funduszu sprawiedliwej transformacji energetycznej do wydania w latach 2021 – 2027.  Tzw. oponenci chyba są świadomi, że fochy nad ratyfikacją środków z Funduszu Odbudowy uderzą rykoszetem w dostępność tychże drugich. A mając na względzie oczywisty wyższy niż u przeciętnego Polaka – szaraka poziom świadomości, jakim z pewnością charakteryzują się  reprezentanci społeczeństwa tychże szaraków ufamy, że potrafią oni wyobrazić sobie, jak Polska może wyglądać po skonsumowaniu kwoty… damy radę tę niewyobrażalnie wielką liczbę policzyć? Spróbujmy: 58 + 72,2 + 3,8 = 134 mld euro. A ile przy tym można zarobić? No właśnie. Pamiętajmy też, że może to ostatnie takie pieniądze z UE, bo dzięki nim staniemy się już tak bogaci, że następne unijne prezenty nie będą się nam należeć.

A dla wyjątkowo opornych na nasze argumenty mamy historyjkę poglądową. Jeśli kucharz zostawi bez opieki na tacy kilka kawałków pieczeni, to czy ktoś ma wątpliwość, jak zachowa się przechodzący przypadkiem pies? Według nas upora się ze sprawą szybko i z satysfakcją. I mało prawdopodobne, czy będzie przeżywać rozterki typu  co zrobić, gdy kucharz zażąda jej zwrotu. Zawsze możemy negocjować, a nawet wyrazić chęć skruchy. A poza tym to tak naprawdę już zmartwienie kucharza. Ostatecznie może sobie upiec kolejną pieczeń. A wtedy, daj boże, żebyśmy byli w pobliżu, czego i Państwu życzymy.

 

[1] prof. Elżbieta Mączyńska, prezes PTE;

Podziel się