Nie dość, że gospodarka niemiecka przeżywa ciężki kryzys związany z turbulencjami branży motoryzacyjnej (grupowe zwolnienia, zamykanie fabryk), co niestety rykoszetem odbija się na polskich firmach działających w obszarze automotive – coraz częściej widzimy w mediach tytuły: „Przez ostatnie 12 miesięcy pięciokrotnie wzrósł odsetek firm, które przewidują spadki produkcji”, „Dramat w branży motoryzacyjnej”, „Branża motoryzacyjna na zakręcie. Prognozy są złe”, to u naszych sąsiadów pojawiają się braki prądu. A współcześnie bez prądu, jak wiadomo, się nie da.
W okresie od 4 do 14 listopada nad Niemcami nie wiało i nie świeciło. Stan ten nazywa się z niemiecka Daukenflaute, co w całkiem wolnym tłumaczeniu znaczy „ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie”. Ten cytat z Dziadów cz. II nawiązuje do „dawnego ludowego obrzędu polegającego na wywoływaniu duchów. Duchy te nie zaznały spokoju, gdyż po śmierci nie przeszły do zaświatów i błąkają się po świecie żywych”. Ta nowa wersja Halloween powinna w Niemczech być obchodzona – jak w dawnych pogańskich czasach – co najmniej kilka razy w roku, a wywoływanymi duchami powinni być niemieccy lobbyści prorosyjscy, zaczynając od najwyższych urzędów w państwie.
Czyż nie jest tak, że bezkrytycznie, choć nie bezinteresownie, kupili podsuniętą przez Rosję koncepcję oparcia niemieckiej gospodarki na tanim rosyjskim gazie, dzięki któremu ta gospodarka miała być konkurencyjna w stosunku do reszty Europy, która takich profitów miała nie mieć. I aby nie było odwrotu od tego rosyjsko gazowego projektu doprowadzono do wygaszenia elektrowni atomowych, które jeszcze wiele lat mogły wspierać niemiecki system energetyczny.
Dziś okazuje się, że przygotowywany od kilkudziesięciu lat misternie pleciony plan, którego tłem była polityka klimatyczna (patrz: wystąpienie Klimakanzlerin w ONZ w 2007 roku), a osnową w końcowej fazie realizacji były gazociągi Nord Stream, spalił się na panewce wojny ukraińskiej i wszystkich jej następstw. Póki co ponad dwustuletnia współpraca obydwu państw została zawieszona, jednak nikt nie wątpi, że będą podejmowane wcześniej czy później próby powrotu do wielokrotnie realizowanych politycznych i gospodarczych obopólnych korzyści.
Póki co matka natura pogroziła palcem i pokazała, jak racjonalna w sumie idea Energiewende zastąpienia brudnego węgla czystszymi źródłami energii w wykonaniu praktycznym jest pełna absurdów, a przedsiębiorcy niemieccy są pierwszymi ukaranymi za działania przywołanych wcześniej lobbystów. W okresie wspomnianej ciemnej flauty trzeba było zasilić energetykę energią z elektrowni węglowych, a także zaimportować gigantyczną ilość energii.
Wśród tych ukaranych jest kultowa niemiecka marka VW. Jako ciekawostkę warto przywołać jej początki przed II WŚ – kultowy garbus miał dwóch ojców chrzestnych: konstruktora Ferdinanda Porsche oraz… Adolfa Hitlera, który ochrzcił pojazd tytułem: „niemiecki samochód ludowy” – Volkswagen.
Duchy tych ojców chrzestnych przewracają się w grobach oglądając zamykanie zakładów VW i zwolnienia pracowników idące w tysiące. Co to będzie, co to będzie…