Chiński syndrom

Włochy, początek lat 80. W pewnym małym miasteczku w Toskanii, gdzie dominują rodzinne firmy tekstylne, biznes nie idzie najlepiej. Presja pracowników i związków zawodowych na wzrost płac ogranicza rozwój firm. Ktoś wpada na pomysł zatrudnienia szwaczek z Chin – niezwykle pracowite, tanie, akceptujące nie zawsze najlepsze warunki pracy. Idea zacna, wykonanie niekoniecznie.

Dziś w tymże miasteczku na 5 tysięcy firm połowa jest w rękach firm chińskich, których pracownicy stanowią co najmniej 20% mieszkańców miasteczka. I niestety wiele patologii z tym związanych – nielegalne zatrudnienie, uchylanie się od podatków, jest dzielnica chińska, do której strach wejść, a także chińska mafia. Chyba nie o to chodziło pomysłodawcom taniej siły roboczej. Zjawisko powtarza się w wielu miejscowościach, ma nawet swoją nazwę „cętki geparda”, bowiem na mapie Włoch takich miasteczek i miast jest już niemało.

A co u nas w sprawie chińskiego syndromu? Wydawałoby się, że niewiele, ale to nieprawda. Poza towarami made in China i chińską kuchnią, która również u nas zdobywa licznych zwolenników (jaki świetny sposób na tworzenie dobrego skojarzenia z tym, co chińskie, nieprawdaż?) wydawałoby się niewiele. Ale to pozór. Odbyły się wizyty państwowe na najwyższych szczeblach, zawarto umowę o partnerstwie strategicznym, mamy już zarejestrowane w Polsce chińskie banki, które niekoniecznie będą nastawione na obsługę mieszkańców Lechistanu, są pierwsze inwestycje (Huta Stalowa Wola to początek), wykazano zainteresowanie strategicznymi działami gospodarki, jak energetyka. Był też sondaż autostradowy firmy Covec, nawiasem mówiąc ta partia jest znakomicie przez firmę rozgrywana.

Więc czego się spodziewać w relacjach biznesowych z przedstawicielami Państwa Środka? Że są znakomicie przygotowani do biznesu, nie podejmują działań bez dokładnego rozpoznania obszaru, na którym przyjdzie im działać, przewidują na parę ruchów naprzód zachowania kontrahenta, świetnie znają prawo kontynentalne, są bardzo zdyscyplinowani, niezwykle pracowici. Bardzo wymagający partnerzy, trzeba będzie się sprężyć. A jednocześnie to przedstawiciele kultury o odmiennym od naszego postrzeganiu świata. I może inny niż włoski model współpracy? Byłoby dobrze, żebyśmy się polubili. Słyszycie? Już idą.

Podziel się