W epoce przed internetowej, czyli w dawnych wspaniałych czasach, gdy ludzie potrafili ze sobą rozmawiać, a nawet robili to na co dzień i od święta (ach, można się wzruszyć na samo wspomnienie) i nie byli ogłupiani pseudo rozryfką (w dobrej na „w” trzeba zasłużyć), np. hopsa-danami wśród gwiazd czy naśladownictwem tychże w prowincjonalnym wydaniu lub sióstr próbujących awansować do poziomu Śiśters from Zad…e Dolne na początek, był obyczaj opowiadania na imieninach kawałów, znaczy dowcipów. Zresztą Polska kawałami stała, bowiem naród-śmy kreatywny, więc kawałotwórczość była niebywała, wystarczyło, by w polityce coś dziś pykło, by już jutro ulica podawała sobie to z ust do ust z szelmowskim uśmiechem mimo cenzury, nota bene podobno najlepsze dowcipy polityczne pochodziły z tych sfer blisko władczych.
Były całe serie: o babie, co przyszła do lekarza, o milicjantach, o partii naszej i tej bratniej, o Rusku, Niemcu i Polaku, na każdą okoliczność. Jedną z serii były dowcipy o Jasiu, któren to Jasio bywał w nich chłopcem krnąbrnym, występnym, cwanym i niby głupawym. W jednym z głupszych przenosimy się do szkoły, w której Jasio po raz któryś skarcony przez nauczycielkę odgraża się jej okropnymi słowy „Oj, bo przyp….ę!” (tu musimy przyznać, że jesteśmy zażenowani tym domyślnie wulgarnym cytatem, ale bez tego nie było by dowcipu, co nas tylko nieco usprawiedliwia, na szczęście nie poszliśmy w politykę i do polityków, którzy tak chętnie i często używają uniwersalnych słów zastępczych bez krępacji np. w social mediach, że niebawem preferujący dobre maniery, czyli tzw. kindersztubę, nie będą mieli na kogo głosować). Cd.: pani obezwładniona tym dictum wzięła Jasia za ucho i doprowadziła go do dyrektora szkoły. Tenże poinformowany o incydencie wyprosił Jasia z gabinetu, po czym rzekł konfidencyjnym tonem do pani: „Koleżanko, niech pani uważa, on naprawdę może przyp…ć!”.
Ten dowcip zaistniał w nas jak déjà vu, gdy opadły nam emocje po obejrzeniu najbardziej spektakularnego (jak dotąd) medialnego występu pseudopolitycznego XXI wieku w wykonaniu dwóch prezydentów i jednego wice. Ale do pełnego zrozumienia kontekstu konieczne jest przypomnienie sobie niedawnego występu Jeffreya D. Sachsa (tak tak, tego samego, który udzielał korepetycji L. Balcerowiczowi z wprowadzania gospodarki rynkowej do Polski) przed Parlamentem Europejskim, czemuś to ten arcyważny tekst nie zaistniał w naszych mediach. Tenże J.D. Sachs, tak jak dyrektor w przywołanej powiastce o Jasiu, ostrzega Europę przed Ameryką i jej szefem, który okazał się całkiem mniej niż bardziej, cokolwiek miałoby to znaczyć. Nie możemy się powstrzymać przed cytatami z Sachsa: „Trump wygrał wybory w 2016 r., a następnie rozszerzył dostawy broni na Ukrainę. W ukraińskim ostrzale w Donbasie zginęło wiele tysięcy ludzi. Nie doszło do realizacji porozumienia Mińsk II. Następnie Biden objął urząd w 2021 roku. Miałem nadzieję na coś lepszego, ale po raz kolejny spotkałem się z głębokim rozczarowaniem. Byłem członkiem Partii Demokratycznej. Nie należę teraz do żadnej partii, bo obie te rzeczy i tak są takie same. Demokraci z czasem stali się kompletnymi podżegaczami wojennymi, a w partii nie było ani jednego głosu wzywającego do pokoju. Tak samo jak z większością waszych parlamentarzystów, w ten sam sposób.” „Nie słuchajcie Amerykanów. Powtórzyłem im słynne powiedzenie Henry’ego Kissingera, że bycie wrogiem Stanów Zjednoczonych jest niebezpieczne, ale bycie przyjacielem jest zgubne. Pozwólcie, że powtórzę to w odniesieniu do Europy: bycie wrogiem Stanów Zjednoczonych jest niebezpieczne, ale bycie przyjacielem jest zgubne.” „Moim zdaniem przede wszystkim potrzebujemy pokoju. A moim podstawowym punktem jest to, że nigdzie nie ma głębokich powodów do konfliktu, ponieważ każdy konflikt, który badam, jest po prostu błędem.” „Amerykański system polityczny jest systemem obrazu. To system manipulacji mediami każdego dnia. Jest to system PR. Możesz mieć prezydenta, który w zasadzie nie funkcjonuje, mieć tę osobę u władzy przez dwa lata i ubiegać się o reelekcję. (…) Niegrzecznie jest mówić to, co mówię, ponieważ nie mówimy prawdy o prawie niczym na tym świecie.”
Trzeba przeczytać całe wystąpienie, którego przesłanie jest jakże odmienne od tego, co podaje nam codzienna propagandowa papka. A potem przeczytać raz jeszcze, z większym zrozumieniem. I wyrobić sobie własny pogląd – nic nas nie zwalnia z myślenia. Jest sporo o Polsce.
J. Sachs zachęca Europę do przebudzenia z letargu, do samodzielności, kreatywności, budowania własnej polityki zagranicznej bez oglądania się na Stany Zjednoczone. Miarą tego zagubienia Europy (zaprogramowanego?) były świetnie oddające to zjawisko słowa PDT: „Jest taki paradoks, ktoś słusznie zauważył, że 500 mln Europejczyków prosi 300 mln Amerykanów, żeby oni ich obronili przed 140 mln Rosjan.” Czy Europa się budzi? Tak, to zaczyna się dziać. Btw – ciekawym byłoby dowiedzieć się, czyje tak naprawdę przesłanie pan J. Sachs przekazał Europie, jakie to siły miłujące pokój się za tym kryją?
No i warto też mieć świadomość, że Trump jest li tylko, jak zresztą każdy prezydent, wynajętym menedżerem (a jako taki był kiepski) przez GTW[1], choć przekaz mainstreamowy oczywiście głosi, że realizuje wolę Ameryki. A że chłopak zawsze był niepokorny i nieprzewidywalny w swych działaniach, to może się zanadto rozbrykał, i kreuje zaskakująco nowy wizerunek swego kraju, wpisując się zresztą w trend wyjątkowo rozbrykanej Ameryki XXI wieku. Ciekawe czy jego mocodawcy to akceptują, czy też dzień zaczynają od telefonów do siebie np. takich: „Cześć Bob, czy widziałeś, co on wczoraj odwalił?”. Warto przypomnieć, że prezydenci USA, którzy mieli ochotę na nadmierne rozbrykanie, kiepsko, a nawet przedwcześnie, kończyli urzędowanie. Jest oczywiście wersja druga: „Hello, Sam, widziałeś, jak nasz chłopak się świetnie spisał i dał popalić?”.
Póki co reagują na rozbrykania rynki, które tak jak Trump podczas wspomnianego prostackiego show groził palcem WZ, zaczynają grozić już pięścią: „Recesja u bram USA”, „Rzeź na Wall Street”, „Wall Street liże rany”, a akcje stojących na baczność moguls podczas orędzia lecą na łeb na szyję. Biznesy poczytalnego inaczej menedżera do zadań specjalnych dotknął już kataklizm na miarę przedwczesnego wystartu jego rakiety, która rozleciała się, zanim się wzniosła.
A swoją drogą do czego doszło – wielka polityka zbłądziła pod strzechy. Politycy chcąc nie chcąc musieli zaistnieć w social mediach, ukazując swe oblicza parę razy dziennie i zapodając różne prawdy i kłamstwa objawione, którymi karmią tzw. opinię publiczną, czyli przyszłych wyborców. Emocjonalne show i pijarowe pozory biorą górę nad mędrca szkiełkiem i okiem, wiedza i rozsądek nie są w cenie, a wrażliwość i uczucia są uważane za objawy słabości i lekceważone. Wiceprezydent JD wojnę w Ukrainie poznał z… ekranów telewizorów, a zdjęcia okrucieństw zostały zlekceważone nie robiąc żadnego wrażenia na dwóch uczestnikach tego spektakularnego politic show.
W tę linię postrzegania świata wpasowuje się znakomicie coraz silniejsza w Stanach kontrola jedynie słusznych treści, np. ograniczająca czwartą władzę (vide niejaki Jeff Bezos ingerujący w linię redakcyjną Washington Post) czy rugująca z bibliotek niewygodne książki, jak „Folwark zwierzęcy” Orwella i idące w tysiące inne tytuły. Ile to już razy w historii niszczenie ksiąg zwiastowało nadejście strasznych czasów? Prostactwo i chamstwo w wykonaniu politycznych celebrytów wylewające się z ekranów dużych i małych zachęcają do naśladownictwa systemowo ogłupianych maluczkich w myśl zasady „Ja też tak mogę!”.
Cóż, tych panów ciocia by na imieniny nie zaprosiła. A nam nie pozostaje nic innego, jak sięgnąć po klasyków, póki nie są na czarnej liście i przywołać motto ze znanego (kiedyś) skeczu: „Pisz Jasiu: chamstwu trzeba się przeciwstawić siłom (siłą?), siłom i godnościom osobistom”. Może się uda. Może nie przy…

[1] GTW- Grupa Trzymająca Władzę, której wciąż się wydaje, że USA są No1 na świecie.